Magdalena Leciejewska: Tylko razem możemy osiągnąć sukces
fot. Jarosław Sipko

,

Lista aktualności

Magdalena Leciejewska: Tylko razem możemy osiągnąć sukces

 - W każdym meczu musimy dać z siebie wszystko, nie wolno kalkulować, liczyć, że za kilka dni będzie szansa na rehabilitację - mówi przed początkiem eliminacji do EuroBasketu 2015 skrzydłowa reprezentacji Polski, Magdalena Leciejewska.

,

Po miesięcznych przygotowaniach do eliminacji mistrzostw Europy w 2015 roku kadra w czwartek wyleciała do Helsinek na turniej, w którym udział wezmą Belgia i Finlandia. Ciężko było na treningach u Jacka Winnickiego?

- Najtrudniejszy był pierwszy tydzień w Szczyrku. Niektóre z nas były dwa tygodnie po sezonie inne miesiąc czy nawet dwa, a trenowałyśmy naprawdę ciężko. Nie chcę mówić, że później było łatwiej, ale kolejne zajęcia głównie dotyczyły już samej gry pięć na pięć. To, czy przygotowania przebiegły zgodnie z planem okaże się tak naprawdę dopiero podczas eliminacji.

Decydując się na występy w kadrze, wiedziała pani, czego może spodziewać się na treningach. Sama atmosfera w drużynie narodowej była jednak niewiadomą, jak pani ją ocenia?

- Nie da się ukryć, że zawodniczkom z Polkowic było nieco łatwiej. Znałyśmy trenera, wiedziałyśmy czego możemy się spodziewać, a wiele zagrywek jest identycznych jak w CCC. Wszystkie razem, wspólnie ze sztabem trenerskim tworzymy niezły kolektyw. Trenerzy dobrze rozumieją nasze potrzeby, my zaś staramy się odpłacić tym samym. Atmosfera w drużynie jest świetna, oby to się przełożyło na parkiet w ważnych meczach.

Podoba się pani system eliminacji zaproponowany przez FIBĘ? Teraz jedno niepowodzenie może przekreślić żmudne miesięczne przygotowania, nie wszyscy lubią taki system rozgrywek.

- Gdyby nie mecze eliminacyjne to już dawno byłybyśmy na wakacjach. Coś za coś. FIBA zadbała o to, żeby drużyny narodowe miały szansę rywalizować co roku, my z tego bardzo się cieszymy. Wiemy również, że droga na EuroBasket w tym roku powinna być łatwiejsza niż w przyszłym. Dziś nie ma drużyn, które zagrają w czerwcowych mistrzostwach Europy we Francji, później już będą. W każdym meczu musimy dać z siebie wszystko, nie wolno kalkulować, liczyć, że za kilka dni będzie szansa na rehabilitację.

W pierwszym etapie eliminacji Polska zmierzy się z Belgią i Finlandią, jak ocenia pani te zespoły?

- Tak naprawdę rywali zaczęliśmy analizować dopiero w środę. Wcześniej trenerzy przemycali różne informacje, ale nie przygotowywałyśmy się do konkretnego meczu. Belgia stara się grać bardzo szybko. To zespół oparty na niskich zawodniczkach, grających bardzo agresywnie w obronie i szybko w ataku. My musimy to powstrzymać i grać konsekwentnie. Myślę, że wykorzystamy swoją przewagę pod koszem, a gdy do tego dojdą rzuty z półdystansu powinno być dobrze. Musimy ten mecz wygrać.

Trenerzy rywali mocno obawiają się pani postawy na boisku. Czy w jakiś sposób czuje się pani liderką tego zespołu w strefie podkoszowej?

- Nasz zespół jest wyrównany. W jednym momencie mogę zaskoczyć ja, w innym koleżanka. Na pewno rywalki będą przygotowywać się pod poszczególnych zawodników, ale koszykówka to gra zespołowa, w której rzadko jednostka decyduje o wyniku spotkania. Ja mam nadzieję, że ten ciężar rozłoży się na całą drużynę, a każda dziewczyna, która wejdzie na boisko da z siebie wszystko. Tylko razem możemy osiągnąć sukces.

Czasem można odnieść wrażenie, że potrzebujecie impulsywnej reakcji trenera. Choćby w Gdyni, gdzie szkoleniowiec dwukrotnie nadwyrężył strun głosowych i dwukrotnie wymiernie przełożyło się to na waszą grę.

- Krzyk trenera zawsze mobilizuje. Jest tutaj kilka dziewczyn, które nie miały wcześniej okazji pracować z trenerem Winnickim, ja akurat wiem, że ten krzyk nie niesie za sobą negatywnych emocji. Trener chce dobrze. Niektóre dziewczyny może to deprymować, hamować, ale gdy popracują ze szkoleniowcem dłużej, przekonają się, że kilka decybeli więcej ma nas zmotywować do lepszej pracy.

Można spotkać się z opinią, że CCC Polkowice to kadra Polski, bo sporo zawodniczek grało bądź będzie grać w tym zespole w przyszłym roku. Czy inne koszykarki mogą się czuć z tego tytułu wykluczone?

- Mam nadzieję, że tak nie jest. Nie chcemy, aby ktoś tak to postrzegał. To, że połowa dziewczyn jest z jednego klubu nie ma żadnego znaczenia. Teraz jesteśmy jednym zespołem, kadrą narodową i tylko to się liczy. Może ze względu na obecność trenera oraz cały system gry reprezentacji jest nam trochę łatwiej, ale skoro coś dobrze funkcjonowało w lidze, to dlaczego nie mielibyśmy tego spróbować na gruncie kadry? Mam nadzieję, że pozostałe koleżanki widzą to w ten sam sposób.

Podczas końcowego etapu przygotowań mieszkałyście w Warszawie, głównie trenując w hali Polonii. Ostatni trening w stolicy, miał jednak miejsce w Łomiankach, gdzie część z was miała okazje uczyć się seniorskiej koszykówki. Jakiś sentyment związany z powrotem do tego miasta?

- Zwłaszcza miło było wrócić na tę salę, jestem przecież absolwentką SMS PZKosz i każdy powrót na „lotnisko” niesie za sobą duży ładunek pozytywnych emocji. Miałyśmy trenerowi trochę za złe, że wcześniej trenowałyśmy na Polonii, bo tam hala jest mniejsza, a tu trzeba było znacznie więcej pobiegać (śmiech).

Nie licząc oficjalnych uroczystości, takich jak inauguracja roku, zjazd absolwentek to była pani pierwsza wizyta na tej hali po zakończeniu edukacji w Łomiankach?

- Dokładnie druga. Pierwszy raz miałam okazję rzucać tutaj do kosza jako zawodniczka klubu z Gdyni, wtedy SMS PZKosz grał jeszcze w ekstraklasie. Tamten powrót „na stare śmieci” doskonale pamiętam.

Kosze od czasu pani odejścia z Łomianek są takie same, dobrze się więc rzucało?

- Wpadało. Nie było tak źle (śmiech)