Obie drużyny stworzyły całkiem ciekawe widowisko, biorąc pod uwagę okres w jakim przyszło rozgrywać im to spotkanie. Spotkanie celną trójką rozpoczęła Olivia Tomiałowicz, która wreszcie odnalazła regularną drogę do kosza, co z różnym skutkiem udawało jej się we wcześniejszych kolejkach. W początkowej fazie gry to Widzew prowadził i kontrolował przebieg gry, choć większej i znaczniejszej przewagi miejscowym uzyskać się nie udało.
W przerwie między kwartami musiały paść ostre słowa z ust Tomasza Herkta, bowiem Artego nie grało już tak sennie w obronie. Poprawa gry "z tyłu" dała efekty z "przodu". Szybko bydgoszczanki odrobiły niewielką stratę punktową do Widzewa i to one zaczęły prowadzić w tym spotkaniu po akcji Jeziornej. Widzew jednak szybko zazwyczaj odpowiadał i spotkanie toczyło się na styku. Do przerwy przyjezdne prowadziły tylko 33:30 i wszystko było sprawą otwartą.
Po przerwie duet Metcalf-Lawson włączył drugi bieg i nagle zrobiło się niebezpiecznie dla miejscowych, bo wynik na tablicy wynosił już 37:30 dla gości. Widzew szybko wziął czas i nawet zniwelował stratę do 41:43 dla Artego, po celnej akcji Rozwadowskiej, ale potem łodziankom zaaplikowano serię 2:9 i przed ostatnią "ćwiartką" przegrywały już 43:52.
W ostatniej odsłonie przypomniała o sobie kibicom Alicja Bednarek, która akcja po akcji rzuciła za 3 punkty. Metcalf i Mowlik jednak skutecznie odpowiadały, co prawda w mniejszym wymiarze punktowym, ale takim który pozwalał podopiecznym Herkta na kontrolowanie przebiegu zmagań na boisku. Widzew miał kilka szans na doskoczenie do przeciwnika, ale klątwa ostatniej kwarty w wykonaniu tego zespołu trwa nadal - łodzianki przez 5 minut kluczowej kwarty ponownie bowiem nie punktowały, co ułatwiło zadanie gościom. Artego zasłużenie wygrało w Łodzi 62:53 i umocniło się na 4. pozycji w Basket Lidze Kobiet.