Łodzianki walczyły z rywalem, ale też z samym sobą, bo choroby zdziesiątkowały zespół trenera Wojciecha Szawarskiego i właściwie każda z zawodniczek odczywała w trakcie lub przed spotkaniem jakieś dolegliwości. Było to wyraźnie widoczne w pierwszej kwarcie, w której gospodynie popełniły aż osiem strat. Szybko nieskuteczną grę Widzewa wykorzystała Wisła, która również za sprawą dobrze radzącej sobie pod koszem Meskonyte, wypracowała 11-punktową przewagę. Gospodynie po słabych 10 minutach meczu wzięły się do pracy w drugiej kwarcie. Klaudia Gertchen kilkukrotnie zdobyła ważne punkty, a trójkę dorzuciła Taylor Emery. Trzy trójki z rzędu trafiła jednak Monika Jasnowska i to po tych rzutach łodzianki po raz pierwszy wyszły na prowadzenie.
Po przerwie wydawało się, że będą kontynuować dobrą grę i zwiększyły przewagę do czterech punktów. Kolejne minuty to jednak dominacja Wiślaczek - kikukrotnie trafiły Lass i Ziętara i prowadzenie Widzewa zmieniło się w 10 czek przewagi drużyny gości. To właśnie trzecia kwarta zadecydowała o późniejszej wygranej krakowianek. Mimo, że zawodniczki CosinusMed Widzew Łódź próbowały kilkoma zrywami dogonić Wisłę, to ta skutecznie uciekała. Ostatecznie krakowski zespół wygrał 71:61.