Wojciech Kłos: Wynik mógłby sugerować, że był to dla was łatwy mecz. Jego przebieg zdaje się jednak mówić co innego.
Elżbieta Międzik: Nie było to łatwe spotkanie. I tego się spodziewałyśmy. Co prawda ostatni mecz z drużyną z Polkowic był dla nas łatwiejszy, ale to zależy od dyspozycji dnia. Cieszę się, że wygrałyśmy.
Kluczowe w tym meczu były Pani trójki i początek trzeciej kwarty. To załatwiło sprawę?
- Drużyna z Polkowic stanęła strefą. Wszyscy wiedzą, że rzucam trójki, ale dzisiaj koleżanki wyjątkowo dobrze mi podawały, szukały mnie na pozycjach. Cieszę się, że gramy zespołowo i podajemy tej, która powinna rzucać. Ten początek trzeciej kwarty też był ważny, bo Olka Pawlak rzuciła wtedy sześć punktów z rzędu. To odjęło rywalkom chęć na gonienie wyniku.
Już jutro czeka was spotkanie z Pszczółką AZS UMCS. Jak podchodzicie do spotkania, które trzeba rozegrać dzień po dniu?
- To ponownie nie będzie łatwe spotkanie. To jest gospodarz, na którego mecz przyjdzie dużo kibiców. Pszczółka jest bardzo dobą drużyną z utalentowanymi zawodniczkami. Będziemy robić wszystko, co w naszej mocy. Jak wygramy, to będzie super. Mamy jednak troszkę okrojony skład, borykamy się z kontuzjami pod koszem.
Gdzieś w głowie siedzi marzenie o wygraniu Pucharu Polski?
- Pewnie, że tak. W zeszłym roku w Bydgoszczy się nie udało. Pucharu jeszcze w Polsce nie zdobyłam, więc z pewnością chciałabym go w końcu wygrać.