Wydawało się, że to będzie jednostronny mecz, bo łodzianki przystąpiły do niego osłabione - brakiem kontuzjowanej Julii Drop, a także Amandy Dowe, która odmówiła gry. Początek, w którym gospodynie przegrywały 2:11, również na to wskazywał. Dwie akcje 2+1 przeprowadziły jednak Dominique Wilson i Klaudia Gertchen i spotkanie się wyrównało. Pomogła w tym kontuzja Elżbiety Międzik, która zderzyła się z Wilson i miała problemy z nosem. Po trzech rzutach wolnych Aleksandry Pawlak na tablicy był remis 11:11, ale wtedy dała o sobie znać Agnieszka Szott-Hejmej i po pierwszej kwarcie bydgoszczanki prowadziły 20:13. Druga kwarta to bardzo rozsądna gra łodzianek w obronie, która spowodowała, że po rzucie Wilson widzewianki wyszły na prowadzenie i przy stanie 36:35 oba zespoły schodziły do szatni.
Po przerwie podopieczne trenera Tomasza Herkta i zaczęły od prowadzenia 10:0. Dzięki skutecznej grze Ziomary Morrison Artego uzyskało nawet 12-punktową przewagę. Kto jednak myślał, że jest już po meczu, musiał się mocno zdziwić - za trzy trafiła Pawlak, a do tego ważne punkty dołożyła Klaudia Perisa i łodzianki zmniejszyły stratę do 52:55. Później jednak nie do zatrzymania była Agnieszka Szott-Hejmej, a 13 zbiórek dołożyła Dragana Stanković. Artego wygrało zasłużenie, ale Widzew ponownie pokazał, że u siebie może postraszyć każdego.