,

Lista aktualności

Dariusz Jaroń: Chamique jaką poznałem

Tiger Woods damskiej koszykówki, Michael Jordan w spódnicy, najlepsza koszykarka, jaką gościły polskie parkiety – od początku do końca kariery Chamique Holdsclaw pochwały kierowane pod jej adresem nie miały końca. Bez nadmiernego patosu trzeba przyznać, że byliśmy szczęściarzami, mogąc śledzić z wypiekami na twarzy jej ostatni marsz po złoto.

,

– Jestem zdania, że takiej koszykarki jeszcze w Polsce nie było – powiedział nam przed paroma tygodniami prezes „Białej Gwiazdy” Ludwik Miętta-Mikołajewicz. – Jestem podbudowany nie tylko jej postawą sportową, ale i poza boiskiem. Szalenie sympatyczna dziewczyna, bez odrobiny gwiazdorstwa – nie mógł nachwalić się Holdsclaw sternik Wisły Can-Pack. Gdyby nie kolana Amerykanki najpewniej już teraz przy Reymonta zabiegano by o jej podpis na nowym kontrakcie. Miałem szczęście poznać Chamique zaraz po jej przylocie ze Stanów. Mimo kilkunastogodzinnej podróży znalazła czas dla dziennikarzy. Nie marudziła, nie próbowała się wykręcać, ani przesuwać spotkania na inny dzień lub godzinę, co bywa częstą praktyką niektórych sportowców. Nie rzucała zdawkowych odpowiedzi. Z uśmiechem na ustach i wielkim optymizmem przez dobrych kilkanaście minut odpowiadała na wszystkie, nawet te oczywiste i, co tu ukrywać, najgłupsze pytania. Prawdziwa profesjonalistka. Jak przystało na kobietę z klasą narzekała nieco przy szybko zorganizowanej mini sesji zdjęciowej. W końcu za nią był długi lot i nie była przygotowana na obławę fotoreporterów. Jednak kiedy przyszło do robienia zdjęć, znów rozpromieniła się, a na jej twarzy zagościł uśmiech. Kolejny raz rozmawialiśmy po pierwszych meczach 1/2 finału z akademiczkami z Gorzowa Wielkopolskiego. Drużyna borykała się z konfliktem z Elmedinem Omaniciem, nie brakowało głosów, że najlepsze co trener może zrobić dla zespołu to mu nie przeszkadzać. Chamique zdawała się tym nie przejmować. Przyświecał jej tylko jeden cel. Mistrzostwo. Nie znosiła przegrywać. Nigdy. Może właśnie ta cecha obok niepospolitego talentu najbardziej zbliżyła ją do Jordana? Ostatni raz spotkałem ją tuż po ostatnim meczu wielkiego finału, na kilkanaście godzin przed wylotem do domu. Była zmęczona sezonem i kłopotami zdrowotnymi, ale szczęśliwa ze zdobytego tytułu i nagrody MVP finałów. Chwilę przed wywiadem rozdała fanom swoje karty z Los Angeles Sparks z autografami. Rzadka i cenna pamiątka. Nie sprawiała wrażenia osoby znużonej koszykówką. Nie wykluczyła ponownej gry w Wiśle, ale zaznaczyła, że na razie żyję kolejnym sezonem w WNBA, a potem zastanowi się nad najlepszą ofertą z Europy. Po pięciu meczach dla Sparks zdecydowała się zakończyć karierę. Znów przychodzą na myśl porównania z Jordanem. Ten bez spódnicy też odchodził u szczytu formy, ale dwukrotnie wracał… Na wasze opinie, pytania i komentarze czekam pod adresem mailowym d.jaron@plkk.pl