Lista aktualności

Życie zaczyna się po trzydziestce...

Zaczęłam pisanie bloga od troszkę przewrotnego tytułu, ale to chyba dlatego, że jestem "przewrotna laska"!!! Jestem, ale muszę dodać, że nie byłam! "Crazy", "lafirynda" czy "złośnica" - przylgnęły do mnie około trzydziestki... i zupełnie nie wiem dlaczego...

Musze spytać o to moje koleżanki z Krakowa, Gdyni, Poznania i innych miejsc! Beti, Pati, Święte, Wacki i inne gady :) !!! Why??? Przecież jestem taka grzeczna "dziewczynka"??!! Dziewczyny z zespołu wiedzą najlepiej jaka jestem "milusia"!!! hihihihi Ale wracając do tematu - nie byłam taka. Byłam sztywna i zbyt seria, a życie trzeba brać na luzie, i w końcu wyluzowałam... po trzydziestce!!! Lepiej późno niż wcale, powiedziałby ktoś!!! Namawiano mnie do pisania blogu już w zeszłym roku (pozdrawiam Kulę :) ), ale odmówiłam myśląc: kto by tam chciał czytać moje wypociny?!?! Gdybym była gwiazdą o ciekawej i barwnej karierze jak siostry Dydkowe albo "Biba" to i owszem, ale ja? Po co to komu, na co? Ale... muszę się przyznać, że spotkałam się z taką ilością sympatii od kibiców, tych poznańskich, toruńskich, krakowskich i innych, a także od zawodniczek i ludzi postronnych (którzy, kto wie może kiedyś wejdą i poczytają), że stwierdziłam: a co mi tam, naskrobię coś, może się spodoba!!! Drugi powód dla którego się zdecydowałam pisać, to fakt, że studiuję dziennikarstwo i może przydadzą mi się takie szlify w pisaniu, choć nie ukrywam wolałabym związać swoją gębę z TV! Nie jest to żadna chluba przyznać się, że w tym wieku się studiuje i to jeszcze kończy I rok studiów - pomyślałby ktoś, jednak dla mnie moja szkoła (Wyższa Szkoła Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa w Poznaniu - tak dla reklamy), moje studia są wygranym losem na loterii! Dlaczego? Ponieważ w końcu odnalazłam siebie, odnalazłam cel i coś co chcę robić po zakończeniu swojej przygody z koszykówką! A ten moment się zbliża!!! Studiować zaczęłam już po maturze (oj kurdę nie powiem kiedy to było... bo nie pamiętam :) ) i studiowałam z małymi przerwami przez wszystkie lata swojej gry - oczywiście nie kończąc żadnej ze szkół!!! Wybierałam źle, nie do końca uświadamiając sobie co chcę w życiu robić, poza grą!? Zresztą wydaje mi się, że mając 18-19 lat człowiek nie do końca jest świadom co w życiu chce robić, jaką drogą iść - a jednak musi podjąć najważniejszą decyzję w swoim życiu i zadecydować jak to życie ma się dalej potoczyć! Niestety nie każdy wie i wybiera na oślep. Ja czuję się tą szczęściarą, że mogłam sobie pozwolić na przedłużenie swojej "młodości" i szukanie swojego kierunku, szukanie siebie bez konsekwencji, bez ciśnienia, po prostu grając w kosza!!! Nie wszyscy mają taki komfort (jeżeli można to tak nazwać), ja mam choć nie doceniałam tego! Jeszcze pół roku temu przejmowałam się, że jest zbyt późno, że nie dam rady, że co ja sobie myślę... ale na Uczelni spotkałam fantastycznego człowieka, który na przykładzie swoich doświadczeń, swojego życia przekonał mnie, że nigdy nie jest za późno na takie wybory, a najważniejsze jest to, aby robić w życiu to co się lubi i kocha, a jak jeszcze to jest Twoja praca, to już w ogóle jest się szczęściarzem!!! Tym człowiekiem jest Pan prof. dr hab. Janusz Karwat (którego serdecznie pozdrawiam i mam nadzieję, że się nie oburzył widząc tu swoje nazwisko :) ). Nigdy nie przypuszczałam, że moje życie będzie takie radosne po trzydziestce, że będzie to mój najpiękniejszy okres w dotychczasowym życiu (tyle o tym piszę, że ktoś sobie pomyśli, że mam kompleks trzydziestki :) ). Nie ukrywam chciałabym mieć znowu lat dwadzieścia kilka i mieć te doświadczenia życiowe co mam teraz, ale to byłoby zbyt proste, tak się niestety nie da! Więc staram się dzielić swoimi "mądrościami" z młodszymi koleżankami z zespołu i wbijać im coś ciekawego do główek, ale... jak wiadomo One wiedzą lepiej!!! Jednak staram się niezmordowanie! Świetną do tego okazją był wyjazd zespołu do Izraela na przełomie maja i czerwca! Wyluzowanie się po ciężkim sezonie, odpoczynek na basenie, smażonko nad morzem i zaprezentowanie swoich umiejętności na parkiecie (nie tylko koszykarskim, ale przede wszystkim - choć niektóre z nas pojechały tylko i wyłącznie wypocząć (jak Mrozik i Wera, które rzekomo się rehabilitowały :))) bardzo zintegrowało nasz zespół! A sam wyjazd należał do najlepszych w moim życiu, a troszkę ich było!!! Atmosfera The Friendship Games była fantastyczna! Przyjechało 18 drużyn z całego świata, jak choćby z Kanady, Angoli, Jordanii, Litwy, Chin i z innych państw. Bratanie się na parkiecie (i nie tylko), świetna zabawa sprzyjała do zawierania różnych znajomości - ponad wszelkimi podziałami!!! Nie ukrywam, że język angielski bardzo ku temu sprzyjał, więc uczyć się języków - przynajmniej tak żeby można się było dogadać!!! Niektórzy to nawet mieli takiego farta, że ich od razu do telewizji wzięli ( :) nie Puma?)!!! Wiadomo, że na parkiecie (mówię tym razem o koszykarskim) momentami nie było tak uroczo – pojawiło się wiele różnych kontuzji jak złamane nosy, szwy na twarzy (tu pozdrowię naszą Margaret), stłuczenia, zbicia i inne, zmusiły w pewnym momencie organizatorów do apelu i przypomnienia hasła tego turnieju: the friendship games. Jednak każdy chciał wygrać, niekoniecznie udowadniając swoje umiejętności koszykarskie - których mógł nie posiadać! Po meczach jednak takich "spięć" nie było, wręcz przeciwnie!!! :) Organizatorzy stanęli na głowie, aby nam ten wyjazd zapadł w pamięci na długie lata i osiągnęli sukces!!! Ja go zapamiętam jako najlepszy w moim życiu, i oby takich więcej!!! I chcę tu podziękować naszemu klubowi INEA AZS Poznań, który nam ten wyjazd zorganizował - tak zupełnie bez wazeliny! :) Nadmienię jeszcze, że wygrałyśmy ten turniej - tak na marginesie!!! Troszkę się rozpisałam jak na pierwszy raz, ale chyba o to chodzi! Mam nadzieję tylko, że nie zanudziłam was! Chciałam jeszcze dodać, że w tym sezonie będzie ciekawie na parkiecie i przede wszystkim kuso!!! Ale o tym może w następnym blogu... jak pozwolą :) A NA SAM KONIUSZEK DODAM VIVA ESPAÑA!!!!! (i choć nie grali Raul i Morientes - byłam sercem za Hiszpanią)!!! Pozdrawiam Siba