,

Lista aktualności

Elżbieta Trześniewska: Jestem szczęśliwa

- Jeśli warunki finansowe oferowane przez Wisłę Can-Pack i CCC byłyby na takim samym poziomie i tak wybrałabym ofertę mistrzyń Polski. Widać więc wyraźnie, że pieniądze nie były w tym przypadku decydujące - mówi Elżbieta Trześniewska, nowa koszykarka Wisły Can-Pack Kraków.

,

Pani przejście do Wisły Can-Pack Kraków okazało się transferowym hitem. Informacje o przenosinach pod Wawel były dla wielu zaskakujące… - Sprawa wciąż jest w trakcje finalizacji, ale wynika to z faktu, że wciąż mam ważną umowę z CCC Polkowice. Stara umowa wygasa z końcem maja i po tym terminie, myślę że pierwszego czerwca, podpiszę umowę z Wisłą. Wtedy będzie można powiedzieć, że moje przejście do drużyny mistrzyń Polski stało się faktem, chociaż już teraz wszystkie warunki kontraktu mamy ustalone. Była Pani zaskoczona propozycją z Krakowa? - Czy zaskoczona? Sama nie wiem. Na pewno zainteresowanie moją osobą było dla mnie bardzo nobilitujące. Czuję się po prostu bardzo szczęśliwa, że będę mogła występować w najlepszym zespole ubiegłego sezonu i z pewnością będzie to dla mnie olbrzymie sportowe wyzwanie. Cieszę się, że swoją grą znalazłam uznanie w oczach trenera Omanicia i Marty Starowicz. Jestem bardzo szczęśliwa. Nie żal jednak opuszczać Polkowic? W tym mieście miała Pani status gwiazdy… - Przez myśl by mi nie przeszło że jestem gwiazdą. (śmiech) Wracając jednak do pytania to na pewno żal. Poznałam w Polkowicach wspaniałych i oddanych ludzi. Zresztą niech świadczy o tym fakt, że rozstaliśmy się w bardzo miłej atmosferze. Odchodzi Pani z Polkowic spełniona? - Czy spełniona? Raczej nie. Pozostał niedosyt po czwartym miejscu, bo na pewno każda z nas miała większe apetyty. Myślę, że medal był w naszym zasięgu, ale ostatecznie zabrakło tej kropki nad i. Niemniej będę dziewczynom kibicowała chociaż sama rozpoczynam kolejny, nowy etap sportowej kariery. Pani przejście do Krakowa było dotychczas komentowane dwojako. Jedni uważają, że zrobiła to Pani ze względu na wyższe zarobki, inni że kluczem były ponowne występy w Eurolidze. Jak się Pani do tego odniesie? - Powiem tak. Jeśli warunki finansowe oferowane przez Wisłę Can-Pack i CCC byłyby na takim samym poziomie i tak wybrałabym ofertę mistrzyń Polski. Widać więc wyraźnie, że pieniądze nie były w tym przypadku decydujące. Dla mnie olbrzymim magnesem była ponowna możliwość zagrania i sprawdzenia się w rozgrywkach Euroligi. Takiej propozycji po prostu się nie odrzuca. Wisła mierzy bardzo wysoko co potwierdzają ruchy transferowe w tym klubie. Umowy podpisały czołowe koszykarki z zeszłego sezonu, Pani również wzmocniła ten zespół, a daje się słyszeć głosy o zainteresowaniu „Białej Gwiazdy” Eweliną Kobryn oraz środkową z USA. Starczy minut na każdej zawodniczki? - Nigdy nie boję się konkurencji i prawdę mówiąc to chciałbym rywalizować o miejsce w składzie z czołowymi środkowymi świata czy Europy. Daj Boże z czołową środkową WNBA czy też reprezentantką jakiegoś europejskiego kraju. Gdybym się bała, to niczego w tym sporcie bym się nie dorobiła. Trzeba wierzyć w swoje umiejętności, a konkurencja w moim przypadku tylko pomaga. Chociaż uważam się za doświadczoną koszykarkę to wyznaję zasadę, że nigdy na naukę nie jest za późno. Decydując się na grę w Wiśle podjęłam rzuconą rękawicę i teraz wszystko w moich rękach. W poniedziałek działacze wszystkich klubów przegłosowali kilka znaczących zmian regulaminowych. Zapadła także decyzja o powiększeniu ekstraklasy. Podzieli się Pani swoją opinią na te tematy? - Jeśli chodzi o poszerzenie ekstraklasy to jestem jak najbardziej za, z tym zastrzeżeniem, że nowe zespoły muszą być organizacyjnie przygotowane do gry w najwyższej klasie rozgrywkowej. Jeśli chodzi o przepisy dotyczące polskich koszykarek to mam wrażenie, że to trochę sztuczna sytuacja. Zagraniczne koszykarki zawsze dodawały kolorytu rozgrywkom i co ważne prezentowały wysoki poziom. Zawsze były zatrudniane jako wzmocnienie, a nie jako piąte kolo u wozu. Teraz gdy zdecydowaliśmy się zmniejszyć ich ilość, z poziomem ligi może być różnie. Zawsze twierdziłam, że własną, ciężką pracą można zajść bardzo wysoko, niezależnie od tego czy pochodzisz z Polski, Ameryki czy innego kraju. Jesteś dobry – wybijesz się w każdych warunkach. Wielu uważa, że takie obostrzenia źle wpłyną na występy czołowych drużyn w europejskich pucharach. Kosztem zawodniczek z zagranicy będą występowały dużo słabsze Polki i co za tym idzie drużyna z góry będzie skazywana na pożarcie z europejskimi potentatami… - Ja uważam, że Polki, łącznie ze mną (śmiech), będą wzmacniać siłę rażenia polskich drużyn, a nie ją osłabiać. Nigdy przecież nie jest tak, że np. w euroligowych drużynach występują tylko koszykarki z Ameryki albo generalnie sami cudzoziemki. Będzie dobrze i te limity w niczym nie przeszkodzą. Odchodząc trochę o rozgrywek ligowych chciałbym zapytać czy kibice żeńskiego basketu w Polsce będą jeszcze mieli przyjemność zobaczyć Panią w koszulce z orzełkiem na piersi? - Definitywnie rezygnuję i mam nadzieję, że wszyscy moją decyzję uszanują, bo po prostu jest ona nieodwołalna. Zapewne niewielu wie, że ja wspomagając kadrę przed rokiem rozegrałam do czasu przyjazdu do Polkowic aż 23 spotkania międzynarodowe, czyli więcej niż liczył w Polsce cały sezon zasadniczy. Kosztowało mnie to naprawdę dużo sił i chcę po prostu zwolnić tempo. Zmieniam środowisko i chcę się w nowym zespole pokazać z jak najlepszej strony, dlatego wszystko podporządkowuję przedsezonowym przygotowaniom. Nowy sezon będzie olbrzymim wyzwaniem dla mnie i czeka nas naprawdę ogrom pracy. Przyjmijmy hipotetycznie. Dzwoni Krzysztof Koziorowicz i proponuje Pani grę w prowadzonej przez siebie reprezentacji. Pani odpowiedź brzmi: nie? - Trener Koziorowicz już dzwonił i dokładnie taką odpowiedź usłyszał. (śmiech) Reprezentacja to dla mnie temat zamknięty i liczę na to, że trener ją uszanuje i przestanie mnie już męczyć. (śmiech) Dziękuję mu za zaufanie, ale też w odpowiedzi na takie pytanie muszę powiedzieć: nie, dziękuję. Zdania nie zmienię.