,

Lista aktualności

Justyna Żurowska: Największe wyróżnienie

Ubiegły sezon był dla niej niezwykle udany. Justyna Żurowska, bo o niej mowa, była czołową koszykarką AZS-u PWZS Sowood Gorzów Wlkp. notując średnio 15.4 punktów i 7.4 zbiórki. Gdy z powodu kontuzji sezon zakończyła Agnieszka Szott to właśnie Żurowska przejęła po niej pałeczkę liderowania akademiczkom z Gorzowa.

,

Jej bardzo dobra postawa zaprowadziła ekipę Dariusza Maciejewskiego do piątego, najwyższego w historii klubu, miejsca na finiszu rozgrywek. Nic więc dziwnego, że to właśnie 21-letnią środkową uznano „Odkryciem sezonu 2005/2006”. Na samym początku gratulujemy ostatniego wyróżnienia. W minionym sezonie zostałaś uznana „Odkryciem sezonu”… Dziękuję za gratulacje. Bardzo się cieszę z tej nagrody. To dla mnie największe wyróżnienie jakie mogłam sobie wymarzyć. Mam również nadzieję, że to dopiero początek mojej zawodowej, koszykarskiej drogi. Prześledziliśmy twoją zawodową karierę i zauważyliśmy pewną prawidłowość. W każdym sezonie byłaś czołową koszykarką drużyny, a twoje statystyki z roku na rok były lepsze. Jaka jest tajemnica sukcesu? Nie ma żadnej tajemnicy (śmiech). Trzeba udowadniać swoją wartość. Fajnie jak się podnosi statystyki. To jest tylko możliwe, kiedy współpracuje ze sobą cały zespół. To właśnie drużyna daje szanse na poprawienie statystyk jeśli chodzi o punkty. Zbiórki zawsze można wywalczyć, jednak punkty to w dużej mierze zasługa całego teamu. Natomiast jeśli gra się na coraz lepszej skuteczności, zaufanie koleżanek jest większe i ma się wtedy więcej możliwości. Rozegrałaś dwa bardzo dobre sezony na zapleczu ekstraklasy, a po awansie do najwyższej klasy rozgrywkowej twoja forma wciąż utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie. Jaka jest więc recepta na bezbolesne przejście z 1 ligi do ekstraklasy? Hmmm… Miałam wielkie szczęście, bo... rosnę z klubem! W pierwszym sezonie na zapleczu ekstraklasy było piąte miejsce, w kolejnym dojrzałyśmy na miarę awansu. W pierwszym sezonie na parkietach Polskiej Ligi Koszykówki Kobiet grałyśmy z zamiarem utrzymania. Robimy ciągłe postępy. Nie było też jakiegoś drastycznego przeskoku. Co poleciłabyś młodym koszykarkom, które chciałyby iść twoim śladem? Sama na razie idę tą drogą. Myślę jednak, że przede wszystkim trzeba wiedzieć czego się chce. Wyciągać wnioski i nie załamywać się, ale w czasie niepowodzeń znaleźć tą największą siłę, motywację. Pamiętam jak jeszcze niedawno podziwiałam takie koszykarki jak chociażby Ilona Mądra. Kompletną abstrakcją była dla kiedyś możliwość gry przeciwko Elżbiecie Trześniewskiej czy Małgorzacie Dydek. Mam nadal ogromny szacunek do tych osób i nawet nie chciałabym się z nimi porównywać jednak muszę podkreślić, że po oswojeniu się z ekstraklasowymi parkietami w pierwszym sezonie, w kolejnym było już łatwiej. Wydaje mi się, że najważniejsze to dobry zespół i odpowiedni trener. Od szkoleniowca wiele zależy, a ja miałam i mam to szczęście że współpracuję z trenerem Maciejewskim, który nie tylko daje szansę gry, ale także brania na siebie coraz większej odpowiedzialności za zdobywanie punktów, wynik. Pewnie niewielu wie, że uprawianie sportu zaczynałaś od tenisa ziemnego. Nie żałujesz, że nie zostałaś drugą Martą Domachowską? Teraz mogłabyś występować na kortach Wimbledonu czy też Rolanda Garrosa... W tenisie to nie jest takie proste. Tam musi być sponsor. Ja nie miałam szczęścia i coraz mniejszy zapał. Zaczynałam się nudzić. Od 7 roku życia grałam w tenisa i sport jest moim życiem. Szukałam innej dyscypliny, a że jestem wysoka, to zaczęłam grać w koszykówkę. Kiedy grałaś w Świdynie, trener Maciejewski ściągnął cię do Gorzowa Wielkopolskiego. Czy właśnie ten moment był przełomowym w twojej karierze? Zdecydowanie! Tam grałam w ligach szkolnych. Jak przyszłam do Gorzowa, była pierwsza liga. Wtedy było to dla mnie wielkie przeżycie. Po jednym sezonie gry pojechałam na zgrupowanie reprezentacji młodzieżowej. Był to dla mnie wielki sukces. Nie dość, że rozegrałam swój pierwszy sezon na parkietach pierwszej ligi, to jeszcze dostałam powołanie do reprezentacji kraju! Poruszyłaś temat reprezentacji. Trener Koziorowicz bardzo ciepło się o tobie wypowiada. Liczysz że załapiesz się do meczowej dwunastki? Na chwilę obecną jestem w tej szerokiej dwudziestce piątce. Nie ukrywam, że bardzo liczę na to powołanie i bardzo mi na tym zależy. Zawsze było to moim marzeniem. Zresztą chyba każdego. Jednak nie chciałabym tylko być w kadrze, ale też coś w niej znaczyć. Jakie cele stawiasz przed sobą na przyszły sezon i o co będzie walczył gorzowski AZS, bo wiemy, że nadal będzie to klub z Gorzowa Wielkopolskiego… Zgadza się, nadal będę grała w Gorzowie. W przyszłym sezonie naszym celem będzie pierwsza czwórka! Trenujemy lekkoatletykę, chodzimy na siłownię. Mamy dużo zajęć z operowania piłką, czyli to czego brakowało w trakcie sezonu. Moim celem będzie właśnie wykorzystanie tych zajęć, które mają na celu polepszenie operowania piłką. Wiadomo, że zawodniczki podkoszowe są w zdecydowanie mniejszym posiadaniu niż rozgrywające czy skrzydłowe. Tutaj trener Maciejewski lubi kiedy cały zespół zbiera piłkę i przechodzi szybko do przodu. Raz już udała mi się ta sztuka. Mam nadzieję, że w najbliższym sezonie będzie mi to wychodziło już dość swobodnie. Czy planujesz spędzić wakacje z piłką do kosza? Czy może całkowity odpoczynek od koszykówki? Na dzisiaj nic się nie zmieniło bo z całym zespołem trenujemy non stop. Psychicznie nastawiam się na to, że najbliższe wakacje spędzę na zgrupowaniu kadry. Poza tym muszę również zdać egzaminy w szkole. Zbliża się sesja…