,

Lista aktualności

Damian Juszczyk: Made in USA

Polska mentalność przyczyną porażki Wisły Can-Pack. Krakowski zespół przegrał kolejny mecz na szczycie - mimo, że przed ostatnią kwartą "Biała Gwiazda" prowadziła aż trzynastoma punktami. To nie drużyna z Gorzowa odniosła zwycięstwo. To Wisła na własne życzenie poniosła porażkę. Krakowiankom (a przynajmniej kilku zawodniczkom) przydałby się psycholog lub wzięcie przykładu z koleżanek z zagranicy.

,

Mecz wicemistrzyń Polski z Gorzowa z brązowymi medalistkami spod znaku "Białej Gwiazdy" miał być hitem nie tylko ostatniej kolejki Ford Germaz Ekstraklasy, ale być może jednym z najciekawszych spotkań sezonu. Poziom spotkania nie rozczarował, ale w końcówce stało się coś, do czego nie powinny dopuścić gospodynie z Krakowa. Wisła przegrała wygrany mecz. Po doskonałej trzeciej kwarcie, "Biała Gwiazda" raziła nieskutecznością w pierwszych akcjach ostatniej odsłony, a akademiczki z Gorzowa - jako doświadczony, klasowy zespół - nie mogły tego nie wykorzystać. Co z tego, że przegrywa się trzynastoma punktami na dziesięć minut przed końcem czasu gry - jeżeli przeciwniczki zupełnie nie przeszkadzają w oddawaniu rzutów za trzy punkty, nie ma powodu, by nie spróbować zniwelować strat. Tak też zrobiły gorzowianki. Obrona Wisły nie funkcjonuje od dłuższego czasu. Kiedy przeciwniczki rzucają niecelnie, punktów nie ma. Jeśli dobrze przymierzą, zazwyczaj piłka wpada do kosza krakowskiego zespołu. I o ile w Eurolidze Wisła potrafi słabą obronę zrównoważyć wysoką skutecznością w ofensywie, o tyle w lidze mamy do czynienia z zupełnie inną drużyną. Oceniając na podstawie skuteczności, zwłaszcza w decydujących fragmentach gry, nikt zapewne nie powiedziałby, że jest to drużyna walcząca o mistrzowski tytuł, a w najlepszym wypadku zasługująca na środek tabeli. Jak to możliwe, że w Eurolidze Wisła ma na koncie komplet zwycięstw, a w lidze coraz mniej realne staje się miejsce w pierwszej trójce po sezonie zasadniczym? Kluczem do sukcesów w Europie jest "zagraniczna" psychika (właściwie można zaryzykować stwierdzenie "amerykańska", bo to właśnie zawodniczki z tego kraju grają zazwyczaj na największym luzie we wszelkich możliwych rozgrywkach). W polskiej lidze, ze względów na limit naszych rodzimych koszykarek, które muszą pojawiać się na parkiecie, zwycięska mentalność - tak obca większości reprezentantek naszego kraju - zupełnie nie funkcjonuje. Doskonała gra Marty Fernandez oraz świetna postawa Janell Burse czy Iziane Castro Marques to za mało, by pokonać pięć walczących zawodniczek, prezentujących dobry europejski poziom i doskonałą skuteczność rzutów za trzy punkty w decydujących fragmentach spotkania. Problemem Wisły są po prostu grające bardzo nierówno Polki. Ewelina Kobryn potrafi zdobywać w meczach po dwadzieścia-trzydzieści punktów, ale potrafi też w decydujących akcjach bez powodu wypuścić piłkę z rąk. Dorota Gburczyk i Anna Wielebnowska z pewnością nie mogą dobrze się prezentować, spędzając na parkiecie zaledwie kilkadziesiąt sekund. I doskonale, że Magdalena Skorek czuje się na tyle pewnie, iż w najważniejszych momentach spotkania bierze na siebie odpowiedzialność oddania rzutu za trzy punkty - tylko warto zastanowić się, czy ma ku temu podstawy, jeśli z kilku poprzednich prób żadna nie zakończyła się zdobyciem punktów. Ta młoda, ambitna i agresywnie grająca zawodniczka wielokrotnie była wzmocnieniem Wisły, jednak w meczu z ekipą z Gorzowa nie wychodziło jej nic. Była zagubiona, biegała jakby nie wiedząc, po co to robi; oddawała niecelne rzuty i wciąż faulowała. A grając naprzeciw jednej z najlepszych zawodniczek w drużynie rywalek, była całkowicie bezradna. To, że trener pozwolił jej pozostać na parkiecie w decydujących momentach, świadczy tylko o poziomie gry w tym dniu pozostałych Polek. Na szczęście, za dwa dni kolejny mecz Wisły w Eurolidze. Na parkiet wyjedzie zapewne zgrany zespół, złożony przede wszystkim z zawodniczek zagranicznych. I nawet w oczach Polek dostrzeżemy zupełnie inne emocje niż te, których można było się dopatrzyć w spotkaniu ligowym. Czy problemem w lidze jest brak motywacji? A może po prostu zmęczenie drużyny? Miejmy nadzieję, że "chociaż" w Europie zwycięska passa będzie trwać. W końcu myślę, że krakowscy kibice wybaczyliby swoim zawodniczkom, gdyby do krajowych rozgrywek play-off przystąpiły z VIII pozycji i pokonały Lotos już I rundzie. A w zamian pewnie zgodziliby się na drobne "wyrównanie" w postaci awansu na przykład do Final Four rozgrywek Euroligi. Jeżeli Wisła zrobi wszystko, żeby utrzymać pierwsze miejsce w tabeli grupy B, taki scenariusz (a przynajmniej jego "europejska" część) z każdym dniem będzie coraz bardziej prawdopodobny...