,

Lista aktualności

Twierdza "Jelenia Góra"

Koszykarki Cukierków Odry Brzeg nie zdobyły twierdzy "Jelenia Góra" chociaż były bardzo blisko. Gospodynie, prowadzone przez świetnie grające dziś Natalię Małaszewską i Keilę Beachem, rozstrzygnęły losy spotkania dopiero w dodatkowym czasie gry. Punkty na wagę wygranej zdobyła Jocelyn Penn (cztery "oczka" w dogrywce), a celne rzuty wolne Joanny Chełczyńskiej niczego już nie mogły zmienić. Ostatecznie górą AZS KK, który wygrał 64:62.

,

Jeleniogórskie Akademiczki przyzwyczaiły już swoich kibiców do emocjonujących spotkań, ale dziś ich możliwości sięgnęły już chyba zenitu! Ale wszystko po kolei…Piłka w górze i ląduje w rękach brzeskiej zawodniczki. Jednak na szczęście dla gospodyń, nie wylądowała w ich koszu. Zbiórka…Szkoda tylko, że rywalek! Ale los się uśmiechnął do jeleniogórzanek, bo Marczewska zanotowała stratę robiąc „kroki”. Jak się okazało, była to największa zmora Cukiereczków, rzekłabym nawet, że ona może zostać okrzyknięta „Matką Przegranej”. Wróćmy jednak do przebiegu meczu…Długo czekaliśmy na pierwsze punkty naszych Gwiazdeczek, zwłaszcza, że pierwsze oczka zaliczyli goście. I znowu jakiś chochlik zatkał dziurę. Obie drużyny jakby nie mogły się odnaleźć, ale mimo tego szala przechylała się na stronę gości. Nasze „popisywały się” niecelnymi rzutami i faulami, tamte natomiast notorycznie „kroczyły”, za to zdominowały swoją „deskę”. Tylko co z tego, jak ten chochlik wciąż siedział na obręczy…W piątej minucie meczu na tablicy świetlnej widniało 0:6! Odsłona druga – chochlik odsłonił kosz, dzięki czemu kibice byli świadkami bardziej efektywnej gry. Beachem pokazała mistrzostwo sportowe trafiając przez ręce Bogdan, a ta widocznie tym urażona w następnej akcji oddała swój popisowy rzut z zawieszenia i też celnie. Małaszewska pomyślała „ja też potrafię” i dopisała do swoich statystyk „trójeczkę”. Koc odpowiedziała ripostą, ale już tylko „za dwa”. Jocelyn natomiast chyba daty się pomyliły, bo zabawiła się w Św. Mikołaja oddając piłkę „w łapy”, jednak podarunek okazał się chyba zbyt szczodry, ponieważ drużyna z Brzegu go nie przyjęła. „Nie chcecie, to nie” – powiedziała w duchu Małaszewska i zaasystowała do Myćki. Tej z kolei spodobało się zdobywanie punktów i poszła za ciosem. Oto prowadzenie 20:19. Penn jednak pomyliła chyba zabawę i swoim czwartym faulem zepsuła cały obrazek. Amerykański honor postanowiła ratować Scott. Wyprowadziła wynik na 25:23, co okazało się impulsem do lepszej gry akademiczek. Wygrały tą kwartę 23:14 i już do szatni schodziły z dziewięciopunktową przewagą. Ta przerwa jednak im nie posłużyła. Aczkolwiek znalazła się iskierka w ciemnościach – pani kapitan jeleniogórzanek, która to świeciła pozytywną grą. Lecz jak to mówią „jedna jaskółka wiosny nie czyni”. Ta jaskółeczka dwoiła się i troiła, by tylko było dobrze, ale reszta drużyny niestety przygasła pod wpływem bezmyślnego szaleństwa. W tym fragmencie gry natomiast smakosze koszykówki mogli cieszyć swe oczka pięknymi akcjami dwójkowymi Rzeźnik z wysokimi graczami. „Palce lizać”! pozwoliło im to zniwelować stratę do jedynie dwóch punktów. Koniec trzeciej kwarty 47:45. W czwartej części brzeżanki nie spuszczały z tonu. Teraz zaczęła się gra „kosz za kosz”. Patrząc na sam wynik kto by pomyślał…51:51 a w rzeczywiści gorsza skuteczność Cukierków, gorsza „skuteczność” sędziów i co najgorsze -gorsza skuteczność Scott. I już 58:58, ostatnia akcja meczu, Chełczyńska „za dwa”, syrena końcowa i radość ławki gości. A tu nie, nie, nie! Kosz nie został uznany, bo popularna „Pcheła” znowu popełniła kroki! Dogrywka. Wszystkie znaki na niebie zwiastowały, że to AZS ma wyjść z tego starcia zwycięsko, ale na Sąd Ostateczny trzeba było jeszcze poczekać pięć minut. Pierwsza akcja dodatkowej części nie zakończyła się w ciągu 24 sekund i pierwsza strata Kolegium. Zdeterminowała tym faktem Małaszewska, wybrała Babickiej piłkę z kozła, ale Myćka zepsuła jej asystę, źle rozgrywając kontrę dwa na jeden. Trudno, trzeba grac dalej. 58:59. Wtedy przebudziły się „Czarodziejki zza oceanu” i to one postawiły kropkę nad „i”, czyniąc swą drużynę zwycięską. I co z tego, że Myćka jeszcze – nie wiedzieć czemu – faulowała, bo przecież faulowana Chełczyńska miała tylko dwa osobiste, a przewaga gospodyń wynosiła aż cztery punkty…Trafiając oba rzuty ustanowiła wynik 64:62. Z jednej strony nieopisana radość, a z drugiej rozgoryczenie…, bo przecież nie może być tak, że z meczu wyjdą „wilk syty i owca cała”… Statystyki