,

Lista aktualności

Rafał Sroka: Analiza finału FGE

To były pasjonujące cztery spotkania. Wyrównany poziom sportowy obu zespołów sprawił, że do końca nie było wiadome, która z drużyn sięgnie po mistrzowską koronę. Jakie czynniki zdecydowały więc o zwycięstwie gdynianek?

,

Nie ulega wątpliwości, że tegoroczne finały dostarczyły mnóstwo emocji kibicom koszykówki. Szczegóły miały więc zadecydować o sukcesie jednej drużyn. Dokładniejszy okazał się Lotos Gdynia wykorzystując praktycznie wszystkie swoje atuty. Pierwsze spotkanie odbywało się według przewidywanego scenariusza. Rozpędzona akademicka lokomotywa była nie do zatrzymania w zasadzie w każdym elemencie gry, szczególnie w pierwszych dwóch kwartach, które ustawiły ten mecz. Przede wszystkim gorzowianki nie miały kłopotów w ataku pozycyjnym wykorzystując dobrą dyspozycję Liudmiły Sapovej oraz Samanthy Richards. Mimo że Lotos odpowiedział w ataku znakomitą skutecznością Magdaleny Leciejewskiej i Ivany Matovic gorzowianki kontrolowały spotkanie prowadząc różnicą trzynastu punktów. Duża w tym zasługa obrony indywidualnej akademickiego zespołu, która wyłączyła z gry zawodniczki obwodowe szczególnie obie Amerykanki nie radzące sobie w grze jeden na jeden. Olivia Tomiałowicz i Marta Urbaniak mimo długiego pobytu na boisku wykonały w sumie tylko jeden rzut z gry. System defensywy wydawał się być trafny, mimo skutecznych popisów w akcjach trzypunktowych Erin Phillips i duetu podkoszowego. Gorzowianki miały też skuteczną odpowiedz w strefie podkoszowej dzięki dobrej postawie w zbiórkach i zdobyczach punktowych Izabeli Piekarskiej i Nkoliki Anosike. Wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym dla gorzowianek kierunku i są one na najlepszej drodze do historycznego sukcesu jakim byłoby mistrzostwo Polski. Jednak w drugim spotkaniu role zaczęły się odwracać. Gorzowianki w ataku w dalszym ciągu mogły liczyć na Sapovą i Richards, do gry skutecznie włączyła się Justyna Żurowska a przewaga na deskach wydawała się być niepodważalna. Gdzie więc mógł pojawić się kłopot? Przede wszystkim obudziła się Tanasha Wright. Jednak klasą dla siebie w tym dniu była Leciejewska niesamowicie skuteczna i świetnie biegająca na szybki atak, raz po raz obsługiwana przez Phillips. Myślę, że właśnie postawa tego tercetu rzuciła nutkę niepokoju w poczynania drożyny z Gorzowa, która stała się mniej pewna. Trudno to jednoznacznie stwierdzić, ale czy pojawienie się obrony strefowej w grze gorzowianek nie ułatwiło gry gdyniankom? Tomiałowicz miała dużo więcej wolnego miejsca co skrzętnie wykorzystała. KSSSE AZS PWSZ Gorzów Wlkp. nie spodziewał się chyba tak skutecznej gry dystansowej rywalek. Mimo słabszej skuteczności w rzutach za trzy punkty koszykarki z Gorzowa w obronie strefowej dawały większe szanse na wykorzystanie możliwości, szczególnie polskim zawodniczkom Lotosu. To jak nieskuteczna okazała się strefa w trzecim spotkaniu świadczy aż czternaście celnych rzutów trzypunktowych z czego siedem autorstwa fantastycznej Urbaniak. Defensywa strefowa, szczególnie nieparzysta, utrudniła zbiórki drożynie KSSSE AZS PWSZ Gorzów Wlkp., która w trzecim spotkaniu przegrała rywalizację w tym elemencie znacząco. Na usprawiedliwienie słabszej postawy akademiczek trzeba powiedzieć, że zespół ten stracił na początku spotkania kluczowego gracza jakim jest Sapova. Kto wie jak potoczyła by sie rywalizacja , gdyby nie kontuzja znakomitego strzelca z Gorzowa. Ale finały toczyły się dalej. Na dodatek trener Jacek Winnicki co chwilę wyciągał asa z rękawa zaskakując rywali. Marta Urbaniak już w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Łomiankach nie raz pokazała jaką posiada łatwość w wykonywaniu celnych rzutów m niejednokrotnie przekonałem się na własnej skórze. Trener Winnicki potrafił ją odnaleźć, tknąć wiarę i nadzieję, że kilka suchych lat w karierze tej koszykarki nic nie znaczy. Oczarowała ona w tym dniu wszystkich fantastyczną postawą a przede wszystkim skutecznością w rzutach z dystansu. W ataku skuteczność utrzymywały Phillips i Wright dzięki czemu gdynianki miały w ręku argumenty do zwycięstwa. Drużyna z Gorzowa zaczęła tracić atuty szczególnie pod koszem. Lepsza postawa Richards i Sidney Spencer odbiła się na słabszej grze centrów akademickiego zespołu, które gasły z meczu na meczu o czym przekonaliśmy się w czwartej partii tych finałów. Trener Dariusz Maciejewski wyciągnął wnioski i wrócił w czwartym spotkaniu do obrony indywidualnej tylko fragmentami dla zaskoczenia zmieniając ją na strefową.Co było najbardziej zaskakujące dla samych gorzowianek? Od lat wiemy jak zbilansowanym składem dysponuje trener Maciejewski a tutaj... Richards zdobywa ponad połowę punktów zespołu. Oczywiście system gry w oparciu o pick and rolla był dość skuteczny ale wydawało się jakby pozostałe koszykarki patrzyły co zrobi Richards i to był największy problem. Lotos grał z wyrachowaniem całym zespołem z najjaśniej świecącym punktem jakim była MVP finałów Erin Phillips. Dramaturgia tego spotkania udzielała się wszystkim, szczególnie zawodniczkom i trenerom obu zespołów a dowodem na to była niska skuteczność, szczególnie w rzutach wolnych w czwartej kwarcie. I wreszcie ostatnia akcja meczu... Trener Maciejewski taktycznie zagrał końcówkę bardzo dobrze wyprowadzając Spencer na cztery sekundy przed końcem czwartej kwarty na rzut za trzy punkty, nakazując jej by nie wykonywała żadnego kozła tylko natychmiastowy ruch w stronę kosza. Niestety gorzowianki liczące w przypadku faulu, a taki nastąpił, na trzy rzuty doczekały się dwóch i mimo rzutów rozpaczy Richards i Spencer tytuł pozostał w Gdyni. Czy zasłużenie? Jak najbardziej, gdyż Lotos w przekroju tegorocznych finałów wykorzystał wszystkie swoje atuty mając niespodzianki w każdym spotkaniu w postaci skutecznej gry coraz to innej z zawodniczek. Finały przeszły do historii. Były pełne emocji i wspaniałych chwil, dla których warto pasjonować się koszykówką. Na Wasze opinie, pytania, pomysły czekam pod adresem mailowym coachrafa@wp.pl