,

Lista aktualności

Ewelina Gala: Jeszcze wiele muszę się nauczyć

W tym roku skończyła szesnaście lat. Raptem po rocznej przygodzie z poważną koszykówką trafiła na treningi seniorskiej drużyny. Na początku tego sezonu nieco z konieczności była pierwszą wchodzącą z ławki. Udowodniła jednak, że ma talent i smykałkę do basketu.

,

Widziałam Cię na treningach i meczach rok temu i teraz. Muszę przyznać, że zrobiłaś postępy. Jesteś bardziej pewna siebie, celniej rzucasz, no i poprawiłaś ogólnie technikę. Jak Ty to widzisz? - Dostałam szansę gry w ekstraligowym zespole i wykorzystuję ją jak mogę. Wszystkie młode mamy się od kogo uczyć, postępy więc robimy. Wiem, że na początku grałam trochę bojaźliwie, niezdecydowanie. Teraz już mniej stresuję się wyjściem na parkiet w meczu przeciwko Wiśle, Lotosowi, czy AZS-owi. Dodatkowo, dziewczyny mobilizują, pomagają na treningach. No właśnie. Jak reagują starsze, bardziej doświadczone koleżanki na przeważającą część juniorek w zespole? Kiedyś przecież zajmiecie ich miejsce... - (śmiech) No tak, ale bardzo nam pomagają. Wskazują, co robimy źle, nad czym trzeba popracować. Wyjaśniają, wspierają. Trenerzy zresztą także. A jaka panuje atmosfera po kolejnej przegranej z rzędu? - Niemrawa. Gramy z zaangażowaniem, dajemy z siebie wszystko na treningach i nie ma efektów. Dziewczyny mają prawo być zmęczone, bo brak dla nich zmienniczek, a my jeszcze nie jesteśmy na tyle dobre. Naprawdę podziwiam seniorki, że mają w sobie tyle siły. Ty także masz w sobie sporo sił, skoro udaje Ci się łączyć naukę z bardzo profesjonalnym i „dorosłym” treningiem... - Naukę musiałam godzić ze sportem odkąd pamiętam. Wcześniej czas zajmowały mi sztuki walki, teraz koszykówka. Nigdy nie opuściłam żadnego treningu, przyzwyczajona już jestem, że po szkole wbiegam do domu na wymianę toreb.(śmiech) A właśnie. Czy teraz już całkowicie skupiłaś się na koszykówce? - Tak, karate odpuściłam sobie. Jak będą zawody i będę mieć czas, to może pojadę. A co na to tata, mistrz Europy w karate? - Tato chce, abym spełniła się w koszykówce. Bardzo mi pomaga, poświęca się. Pomoc rodziców jest nieoceniona, Ty jednak... żyjesz na własny rachunek? - Można tak powiedzieć. Przeprowadziłam się do Pabianic, tutaj chodzę do liceum. W tygodniu muszę radzić sobie sama. Ale nie jest źle. Daję radę, choć myślałam, że będzie gorzej. Zwłaszcza z nauką, bo samej trudniej zmobilizować się, ale jest dobrze. Jest ktoś na kim się wzorujesz? - Olga Pantelejeva. Mam dla Niej naprawdę wielki szacunek. Wielka koszykarka, wielka osobowość. Chciałabym kiedyś tak grać jak ona. I mieć w sobie tyle werwy, siły. Kiedy mało kto wierzył, że po takiej kontuzji wróci do gry, ona pracowała nad formą i teraz jest w Spartaku, z którym pewnie niejeden mecz wygra. Muszę jeszcze włożyć sporo pracy, aby choć trochę dorównać Panti. Z pasją opowiadasz o koszykówce. Kiedy zakochałaś się w baskecie i czy wiążesz z nim życie? - Kiedy zaczęłam bawić się w koszykówkę (mniej więcej cztery lata temu) to „tylko” lubiłam sobie pograć. Ale kiedy trafiłam do Widzewa, gra sprawiała mi co raz większą frajdę. Aż zakochałam się. Do dziś mam sentyment do Widzewa i kibicuję im w I lidze. Nie wyobrażam sobie życia bez koszykówki. Po liceum chcę iść na AWF, dalej się rozwijać, kształcić. Chciałabym móc utrzymywać się z gry i dożyć koszykarskiej emerytury. A czy przez ten ukochany sport musiałaś z czegoś zrezygnować? - Hmm..., musiałam ograniczyć kontakty ze starymi, dobrymi znajomymi. Mam jednak nadzieję, że to rozumieją. Zawsze jak jestem w Łodzi, to „odbijamy” sobie ten czas. Jak zatem relaksuje się Ewelina Gala? - Nóżki do góry, książka, kawa... (śmiech) Mam niewiele czasu na porządny wypoczynek. Ale jak już znajdę chwilę, to właśnie idę do kina z przyjaciółmi, słucham muzyki, pływam. A co to za muzyka? - Współczesna, techno, pop. Przybliż swoją sylwetkę. Ale taką prywatną. - Mam siostrę starszą o rok. Nie jest sportowcem. Ma za to zdolności lingwistyczne i pewnie w tym kierunku dalej będzie się kształcić. Mam także zwierzaki. Dwa pieski, pudelek Lucek i bokserka Sara są, niestety, w Łodzi. W Pabianicach też chciałam mieć pieska, ale tato stwierdził, że zatęskni się za mną na śmierć, bo mało jestem w domu. A jaka jesteś na co dzień? - Wesoła, zwariowana..., wygadana także. To chyba te cechy przysporzyły Ci wielu fanów. Również poza Pabianicami... - (śmiech) Nie odczuwam tego. Poza jakimiś autografami dla dzieciaszków, innych objawów popularności nie doznałam. Zresztą, nie uważam, bym była jakąś super koszykarką, co to ją należy uwielbiać. Czy na zakończenie chcesz dodać coś od siebie? - Chciałabym bardzo podziękować moim rodzicom, którzy wspierają mnie w trudnych chwilach, pomagają mi treningach, bardzo zaangażowali się w mój rozwój sportowy. Słowa podziękowania kieruję także do trenerów. Gdyby nie ich pomoc, zaufanie, praca nad techniką gry nie zrobiłabym kroku na przód. Chcę także zwrócić się do kibiców. Chcę podziękować za doping na każdym meczu i powiedzieć, że wyjdziemy z „dołka”. Przy Waszym wsparciu na pewno nam się uda. Dziękujemy, że jesteście z nami w tych trudnych chwilach. A ja dziękuję miłą rozmowę i życzę udanego dalszego treningu z tatą... - Również dziękuję. Idę dalej rzucać, bo treningu nigdy za wiele.