28.08.2010 20:14, Rozmawiał: Adam Wall
Dariusz Maciejewski: W powołaniach nie ma przypadku
- W naszych powołaniach nie ma przypadku. Wszystkie zawodniczki na pozycji numer jeden, które wyróżniły się w lidze, a więc Paulina Pawlak, Katarzyna Dźwigalska, Alicja Perlińska, Weronika Idczak i Anna Pietrzak, dostały szansę grania. Na razie nie chcę tego oceniać - mówi Dariusz Maciejewski, szkoleniowiec reprezentacji Polski.
28.08.2010 20:14, Rozmawiał: Adam Wall
Przed wyjazdem do Francji a później do San Paolo, reprezentacja Polski trenowała przez trzy dni w Pruszkowie. Jak przebiegały przygotowania?
- Bardzo fajnie. Znam ten ośrodek dość dobrze, bo tu trenowałem z kadrą występującą na Uniwersjadzie. Obok hali jest hotel, w którym spaliśmy, także nie mieliśmy daleko na zajęcia. Warunki do przygotowań były bardzo dobre, dzięki czemu mogliśmy skupić się tylko na zgrywaniu zespołu. Na szczęście nie mieliśmy też większych problemów ze zdrowiem.
W Pruszkowie trenowaliście już na nowym parkiecie, dostosowanym do najnowszych przepisów FIBA. Jak to będzie wyglądać we Francji i Ameryce Południowej?
- Przepisy zmieniają się dopiero po mistrzostwach świata, ale to dobrze, że już teraz możemy się przygotowywać na nowych warunkach. Na obu imprezach będziemy jednak grać w układzie starych, bo nasi sparingpartnerzy przygotowują się do mistrzostw świata. Dla nich byłoby bez sensu grać według nowych reguł. Dla nas dobrze by jednak było, gdyby warunki meczowe dostosowane były już do nowych przepisów. Przecież naszą imprezą docelową są przyszłoroczne mistrzostwa Europy kobiet.
Część osób krytykuje jednak wasz wyjazd za Ocean, bo nie dość, że podróż będzie trwała długo, to jeszcze w Ameryce Południowej spędzicie zaledwie pięć dni.
- Nie wiem, kto tak mówi. Ja osobiście nie spotkałem się z takimi głosami. Ci, co krytykują nasz wyjazd do San Paulo, muszą jednak wiedzieć dwie rzeczy. Po pierwsze, żeby grać z zespołami z czołówki światowej, musimy przystać na ich warunki, bo na dzień dzisiejszy jesteśmy za słabi, aby dyktować swoje. Żaden mocny zespół nie chce do nas przyjechać, dlatego my musimy godzić się na warunki zespołów grających w mistrzostwach świata. Daj Boże, abyśmy kiedyś sami się w nich znaleźli. Na obu turniejach spotkamy się z jednymi z mocniejszych zespołów na świecie, dlatego nie rozumiem tych głosów krytyki.
Wcześniej kadra przebywała jeszcze w Stanach Zjednoczonych, gdzie zagrała z drużynami z WNBA, a później mierzyła się z Rosją i Czechami.
- Właśnie z takimi rywalami powinniśmy grać! My nie możemy się mierzyć z drużynami o podobnym potencjale jak my. Jeżeli mamy zrobić postęp, musimy rywalizować z jak najsilniejszymi zespołami. Takie sparingi obnażają nasze braki i będziemy mogli je jeszcze poprawić. Później nie będzie już na to czasu. Cieszę się więc z tego, że Polski Związek Koszykówki umożliwił nam granie z najlepszymi zespołami na świecie. Dobrze, że udało się znaleźć na to pieniądze, bo w tym upatruję źródła naszego postępu. Najpierw trzeba problem zdiagnozować - obnażyć, a później go wyeliminować. W tej sytuacji musimy też zdawać sobie sprawę, że jeżeli chcemy wejść do pierwszej piątki polskich mistrzostw Europy, to będziemy musieli pokonać przynajmniej jednego mocnego rywala. O tym należy myśleć teraz, a nie dopiero za rok!
Z ostatnich sparingów międzypaństwowych nie udało się jednak wygrać żadnego meczu. Czy szansą na odbudowę morale zespołu był test-mecz z trenującą w Pruszkowie drużyną PTS Lider?
- Nie patrzę na to z tej perspektywy. Nikt nie chce usprawiedliwiać tych porażek, ale my przede wszystkim musimy zrealizować pewne kwestie, a dopiero później patrzeć na wynik. W Pruszkowie nie musieliśmy odbudowywać się psychicznie, bo z tym nie jest źle. Gdy byliśmy w pełni zdrowia i nie było żadnych kontuzji, to z Rosjankami graliśmy jak równy z równym. W drugim meczu w Rosji, a później w Czechach, z powodu mikrourazów brakowało nam dwóch podstawowych zawodniczek; wówczas pojawiły się problemy.
Po powrocie z Rosji narzekał pan na urazy wysokich zawodniczek (Eweliny Kobryn, Darii Mieloszyńskiej i Izabeli Piekarskiej - dop. red.). Cała trójka trenowała już w Pruszkowie. Czy to oznacza, że po wcześniejszych kontuzjach nie ma już śladu?
- Dziewczyny są już w pełni zdrowia. Te urazy nie były aż tak groźne, ale mając na uwadze późniejsze sparingi, wspólnie z trenerami postanowiliśmy te zawodniczki wykluczyć. One mogły być do naszej dyspozycji już po kilku dniach, a tym samym pojechać do Czech. Uznaliśmy jednak, że dłuższa przerwa nie zaszkodzi. Po treningach w Pruszkowie widać, ze to idzie w dobrym kierunku. Na pewno jednak po tej przerwie zawodniczki nie są jeszcze w szczycie formy, jeśli chodzi o dyspozycję meczową.
W dalszym ciągu pilotuje pan sprawę wzmocnienia kadry zawodniczką zza Oceanu?
- Wkrótce będę o tej sprawie rozmawiał z prezesem PZKosz Romanem Ludwiczukiem. Wtedy dowiem się, na jakim etapie jest ta sprawa. Wszystko powinno się rozstrzygnąć w najbliższych dniach.
A czy te mecze, które już rozegraliście i jeszcze wkrótce rozegracie, pokazują, że taka zawodniczka jest w ogóle reprezentacji Polski potrzebna?
- W naszych powołaniach nie ma przypadku. Wszystkie zawodniczki na pozycji numer jeden, które wyróżniły się w lidze, a więc Paulina Pawlak, Katarzyna Dźwigalska, Alicja Perlińska, Weronika Idczak i Anna Pietrzak, dostały szansę grania. Na razie nie chcę tego oceniać. Wnioski będziemy wyciągać dopiero po dziesięciu meczach, czyli po wszystkich tegorocznych sparingach z silnymi rywalami.
W jednym z wywiadów Katarzyna Krężel powiedziała, że po wyjeździe z kadry na skutek kontuzji, skontaktował się z nią jedynie trener Mirosław Nosowicz. Czy tak powinien wyglądać kontakt pomiędzy wyróżniającą się zawodniczką w lidze, a trenerem reprezentacji Polski?
- To jest nieprawda, bo kadra to nie tylko ja, ale cały sztab ludzi. Ja nigdy nie dzwonię po zawodniczkach, nie pytam o ich zdrowie. Od tego są trenerzy, tacy jak Mirosław Nosowicz czy Robert Braułko. Jedne z nich zadzwonił i przekazał mi informację. A w sztabie mamy bardzo dobry przepływ informacji. Katarzyna Krężel w wywiadzie powiedziała zresztą, że jest w pełnej dyspozycji. Kiedy otrzymała powołanie do Katowic, okazało się jednak, że uraz, którego nabawiła się jeszcze przed zgrupowaniami, nadal jej dokucza. Z tego, co wiem, nadal jest zresztą kontuzjowana.