,

Lista aktualności

Tym razem derby dla ŁKS-u

Hala "Parkowa" przy ul. Małachowskiego po raz pierwszy w historii liczyła sobie taką widownię. Nadkomplet kibiców w tej kameralnej sali obejrzał naprawdę pasjonujące widowisko, tak ciekawych i budzących emocję spotkań chcielibyśmy więcej. Faworytem spotkania był Widzew, który do tej pory dość solidnie radził sobie w rozgrywkach, ŁKS liczył na cud, mając dytychczas jedno zwycięstwo na swoim koncie.

,

Początek spotkania zdecydowanie należał do gości, od stanu 2-2 to ŁKS dominował na parkiecie, będąc drużyną skuteczną, poukładaną i pewną w swoich poczynaniach. Widzew robił proste błędy, pudłował z czystych pozycji i efektem tego szybkie wyjście na pokaźne prowadzenie ŁKS-u (14-2), które praktycznie przez większą część I połowy nie schodziło poniżej 10-ciu "oczek". Pierwszą kwartę ŁKS wygrał 25-12, chociaż prowadzil już 18-oma punktami w pewnym momencie tej odsłony meczu. Wydawałoby się, że Widzew po nieudanym pierwszym przetarciu weźmie się w garść i zacznie odrabiać straty. Niestety obie drużyny raziły nieskutecznością (przez pierwsze minuty II kwarty nie padły żadne punkty), a pierwszy z letargu obudził się ŁKS. Niestety Widzew nie potrafił sobie poradzić z dobrze dysponowanymi podkoszowymi gości, które były momentami bezbłędne. Inna sprawa, że nadal nie wiedzieć czemu, skuteczność Widzewa pozostawiała - lekko mówiąc, wiele do życzenia, pudłowane dwutakty, pudła z czystych pozycji z półdystansu - moglibyśmy tak mnożyć. Na połowę ŁKS schodził z komfortowym prowadzeniem 40-24. Zawodziła szczególnie Kenig (1/4 z gry), a grę gospodarzy ciągnęła głównie Tondel. Po stronie gości najjaśniejszym punktem była zdecydowanie Oha. Po przerwie byliśmy świadkami wielu emocji. Naprawdę momentami w hali "Parkowej" było tak głośno, że nie dziwiły poczynania na parkiecie obu ekip. Kibice Widzewa ułożyli efektowną oprawę, chcąc pomóc swoim zawodniczkom w doścignięciu rywalek. Kluczowym momentem była trójka popularnej "Chudej" czyli Oli Pawlak, dzięki której Widzew złapał 10-cio punktowy kontakt do przeciwniczek. Pod koniec kwarty rolę się odwróciły, to ŁKS pod presją dopingu zaczął robić szkolne błędy, zaś widzewianki poczuły swoją szansę. Efektem tego tylko kilka "oczek" straty podpiecznych Miodraga Gajicia po III kwarcie (46-54). Ostatnia kwarta to można rzec "od radości do łez". Radość początkowo dla Widzewa, na końcu dla rywalek z zachodniej części Łodzi. Widzew zaczął ją świetnie, bo szybko zniwelował stratę po dobrych akcjach Tondel i Pawlak. Przy stanie 50-54 o czas poprosił trener gości - Piotr Neyder. Nic to jednak nie dało, bo na rzut za dwa Ohy piękną trójką odpowiedziała Kopczyk. Było 53-56. Następna akcja to wolne Kopczyk, wykorzystane w 50% i wrzawa na trybunach, której nie da się opisać słowami... to trzeba przeżyć. Od radości do łez... no właśnie, to mogą powiedzieć widzewianki, bo od tego momentu to ŁKS obudził się z letargu notując serię po swojej stronie, na którą Widzew nie znalazł recepty. I tak z wyniku 53-56 zrobiło się 54-62, próbowały w międzyczasie Żytomirska i Kenig, ale bez rezultatu. Wynik spotkania ustaliła trójką Pasheva, dzięki czemu ŁKS Siemens AGD wygrał drugie, historyczne derby Łodzi w stosunku 67-58. Trzeba przyznać, że ŁKS zagrał mecz rundy, gdyż w kluczowych momentach wszystko wychodziło podpopiecznym Piotra Neydera i mimo niezadowolenia miejscowych, na to zwycięstwo zasłużył - szczególnie świetny początek wiele w tym meczu ustalił. Trener Widzewa, Miodrag Gajić, po raz kolejny narzekał na brak możliwości treningu we własnej sali, co według niego powodowało nieskuteczność rzutową Widzewa. MVP spotkania zdecydowanie Ugo Oha, pod koszem dzisiaj grająca jak profesor. Mecz porywający, trzymający w napięciu do końca, pełen zwrotów akcji i walki, przede wszystkim walki z obu stron. Tym razem lepszy jednak ŁKS, który wyrównał stan rywalizacji w derbach 1-1, a koleżanki z drużyny sprawiły przy okazji świetny prezent Magdalenie Losi, która dzisiaj obchodziła 30. urodziny. Sport rodzi piękne emocje, jednak zwycięzca jest tylko jeden i po końcowej syrenie to ŁKS Siemens AGD pokusił się o taniec radości, zaś na twarzy widzewianek widać było smutek, niedowierzanie, żal. Jak mówiła, mając zeszklone oczy, jedna z koszykarek Widzewa Aleksandra Pawlak - "bardzo chciałyśmy wygrać", niestety czegoś dzisiaj zabrakło miejscowym do wygranej, to "coś" posiadł dziś ŁKS, jednak to obie drużyny były tak naprawdę dzisiaj zwycięzcami, wygrał co prawda ŁKS, ale wygrał także sport, a jego najpiękniejsze oblicza mogliśmy dzisiaj ujrzeć w hali "Parkowej".