,

Lista aktualności

Widzew nie dał rady

Widzewianki nie zdołały się zrewanżować za ubiegłoroczną porażkę na terenie gorzowianek, gdzie po ambitnej i walecznej grze przegrały jedynie 70-68. Dzisiejszy mecz mógł być ku temu znamienitą okazją – brak presji na koszykarkach mógł jedynie podziałać na nie pozytywnie. I początkowo tak też na nie podziałał.

,

Podopieczne Miodraga Gajicia podeszły do spotkania na większym luzie, niż to zazwyczaj miało miejsce. Mniej błędów, mniej nerwowych decyzji pod własnym i przeciwnika koszem i od razu przyszły efekty - pierwsza od dawien dawna wygrana I kwarta! Mecz co prawda nie kończy się po I odsłonie, ale chyba ten psychologiczny problem I kwarty, ta swoista klątwa słabych początków, poniekąd została zdjęta z łodzianek. Na szczególną uwagę zasługuje podniesienie się po nieco niemrawym początku ze stanu 8-12 na 18-12. Potem grało się już miejscowym zdecydowanie łatwiej i lżej. Pierwsza ćwiartka na korzyść Widzewa 15-12. Druga odsłona zaczęła się lepiej dla teamu gospodyń. Podbudowane dobrym początkiem (co rzadko się ostatnio zdarzało) łodzianki jeszcze w początkowych fazach II kwarty dominowały na parkiecie. Z czasem jednak akademiczki zaczęły łapać coraz bliższy kontakt punktowy a i gra widzewianek zaczęła się mniej zazębiać. Szczególne ciężko grało się im pod koszem, gdzie gorzowianki miały zdecydowany handicap i niejednokrotnie wymuszały faule bądź miały okazje na punkty ze zbiórek ofensywnych. Efektem tego KSSSE AZS PWSZ dzięki masie wykonywanych rzutów wolnych, na przerwę schodził z kosmetycznym prowadzeniem 30-29. Warto dodać, że prawie 50% punktów zdobyły one w tym fragmencie gry... z linii rzutów wolnych. Skuteczność z gry gości była, jakby to ująć, mało zadowalająca dla trenera Maciejewskiego. Z drugiej strony cóż z tego, że Widzew prezentował się strzelecko zdecydowanie lepiej, jak nie przekładało się to na korzystny wynik. Po przerwie stało się to, czego większość się obawiała - słodki sen się skończył. Gorzowianki wzięły się ostro do gry (pewnie w szatni usłyszały parę cierpkich słów), przede wszystkim zaczęły grać uważniej w obronie, skuteczniej w ataku (duża liczba "trójek"), a widzewianki zaczęły się w tej całej układance gubić. Richards co tu dużo mówić, świetnie ustawiała i dyrygowała poczynaniami koleżanek, a dodatkowo Skobel i Żurowska przypomniały sobie o swoich umiejętnościach. III kwarta kompletnie przespana przez Widzew, zdobyte ledwie 9 "oczek" przy dwudziestu przeciwnika, z czego część z rzutów wolnych, co nie napawało optymizmem ani nie było dobrym prognostykiem przed ostatnią częścią gry dla miejscowych. Tą dobrze zaczęły podopieczne Miodraga Gajicia. Mocno zmotywowane przez trenera w przerwie między kwartami, odrobiły część strat ze stanu 38-50 na 42-50. Trener Maciejewski "węsząc" co może się dalej stać, wziął szybko czas i po tym fakcie łodzianki kolokwialnie mówiąc "siadły", zaś AZS z każdą kolejną minutą bezlitośnie kończył większość akcji, które w sposób przemyślany konstruował pod koszem rywalek. W ten oto sposób czarna seria Widzewa nie została przerwana a duet Żurowska - Skobel kończąc mecz z sumarycznym dorobkiem 33 punktów zdobył ich blisko 50% dla swojej drużyny, dzięki czemu to przyjezdne po końcowej syrenie cieszyły się z dwóch oczek i zwycięstwa 68-50.