01.03.2011 09:24, Rozmawiał: Łukasz Czuku
Lucyna Kotonowicz: Zawalił mi się świat
- Pierwsze dwa miesiące kontuzji były dla mnie wycięte z życia. Przede wszystkim uraz bardzo źle wpływał na psychikę - wydawało mi się, że zawalił mi się świat. Z biegiem czasu musiałam się z tym pogodzić - mówi Lucyna Kotonowicz, zawodniczka Widzewa Łódź.
01.03.2011 09:24, Rozmawiał: Łukasz Czuku
Lucyna Kotonowicz: - Pierwsze dwa miesiące kontuzji były dla mnie wycięte z życia. Przede wszystkim uraz bardzo źle wpływał na psychikę - wydawało mi się, że zawalił mi się świat. Z biegiem czasu musiałam się z tym pogodzić. Rehabilitacja w moim przypadku była bardzo żmudna - polegała jedynie na wciąż powtarzanych ćwiczeniach: uginanie i prostowanie nogi. To było straszne. Ciężko było mi się pogodzić z moim urazem. Teraz czuję się już dużo lepiej, z perspektywy nieco inaczej patrzę na tą całą sytuację i zaczynam doszukiwać się pozytywów. Na pewno kontuzja nauczyła mnie cierpliwości i zdecydowanie, choć myślałam, że to nie jest możliwe, bo koszykówka to całe moje życie, zaczęłam jeszcze bardziej doceniać grę. Do tej pory nigdy nie zmagałam się z tak ciężkim urazem.
A co w tej chwili możesz robić na treningach?
- Już praktycznie mogę wszystko oprócz jakichś gier z kontaktem. Czekam teraz na wizytę u doktora Domżalskiego, aby skontrolował mnie i stwierdził co mogę wykonywać, a czego jeszcze mi nie wolno. Jaki jest wynik końcowy tej rehabilitacji, czyli czy noga jest już silna i sprawna na tyle, aby wchodzić w gierki. Na razie skaczę, biegam... Ostatnio po raz pierwszy zagrałam na rozgrzewce w gierce bez kozła i trafiłam nawet pierwsze punkty po kontuzji z czego bardzo się cieszę!
Podczas kontuzji byłaś bardzo wspierana dzięki czemu ten okres rehabilitacji przebiegał nieco łagodniej...
- Przede wszystkim ukłon dla naszego fizjoterapeuty Łukasza, który włożył mnóstwo pracy i wykazał dużo cierpliwości do mnie, bo jestem taka a nie inna (śmiech). Poświęcił mi dużo czasu i jestem mu bardzo wdzięczna. Wspierali mnie także cały czas kibice! To było bardzo miłe, gdy wchodziłam do hali, a oni skandowali moje imię - aż mi było głupio z tego powodu. Nigdy w życiu z czymś takim się nie spotkałam, dlatego podwójnie mnie to cieszyło. Tak naprawdę nie wiem dlaczego aż tak mi pomagali, w sumie niczego wielkiego w tym sezonie nie zdążyłam pokazać.
Kiedy zobaczymy Cię na parkiecie? Kibice chcieliby zobaczyć Cię na ławce już w meczu z Odrą.
- Spokojnie, najpierw muszę dowiedzieć się co o tym myśli doktor Domżalski. Być może uda się zasiąść na ławce, ale pewnie na parkiecie tak szybko się nie pojawię. Od mojej kontuzji nie minęło nawet sześć miesięcy, dopiero 4,5 miesiąca odpoczywam od koszykówki. Ja się czuję dobrze, ale to jest zdradliwe, bo co innego trening, a co innego gra w meczu o stawkę. Na pewno żadna z rywalek nie będzie mówiła "o, to jest ta Kotonowicz, która miała kontuzję. Muszę na nią uważać". Był taki moment, że już się pogodziłam z myślą, że w tym sezonie nie zagram. Ale szczerze mówiąc czuję się na siłach żeby wejść na parkiet, ciągnie wilka do lasu! Mam cichą nadzieję, że chociaż w tych play-outach (lub play-offach!) w jakiejś końcówce meczu wyjdę na boisko. Oczywiście też wiele zależy od trenera, czy wpuści mnie do gry. Nie ukrywam, że marzę o tym.