05.04.2011 20:49, Konrad Kaptur
Historyczny finał Polkowic!
Trudno wyobrazić sobie okoliczności nadające się bardziej do tego, by rozpamiętywać je latami, jak te, które towarzyszyły dzisiejszej, kończącej niesamowitą serię półfinałową batalii pomiędzy CCC a akademiczkami z Gorzowa. Polkowiczanki pokonały rywalki po dogrywce i po raz pierwszy w historii awansowały do finału Ford Germaz Ekstraklasy.
05.04.2011 20:49, Konrad Kaptur
Kto wątpił w popularne skądinąd twierdzenie, że sport to dziedzina życia bodaj najbardziej nieprzewidywalna spośród wszystkich, dziś wątpić przestał. Podobnie zresztą jak każdy, kto nie wierzył w to, że ze sportowego nieba od sportowego piekła dzielą milimetry. Losy heroicznej batalii pomiędzy CCC a KSSSE AZS PWSZ Gorzów Wielkopolski mogłyby śmiało posłużyć za scenariusz do hitowego dzieła kinowego. Co więcej, w tymże dziele zmieściłyby się wszystkie kinowe gatunki. Tak zaciętej, tak emocjonującej serii nie było chyba nigdy w historii żeńskiej ekstraklasy. Na pewno serii takiej nie było za mojego świadomego konsumowania damskiego basektu. Spotkały się zespoły godne siebie, w całej rozciągłości znaczeniowej tego słowa. W tej pasjonującej bitwie obaj rywale miewali upadki i wzloty, chwile lepsze i gorsze, obaj byli żądni sukcesu, gotowi poświęcić wiele, nawet własne zdrowie, byle na końcu móc w geście triumfu unieść dłonie. Ostatecznie lepsze okazały się polkowiczanki, ku radości fanów, którzy szczelnie wypełnili dziś halę przy ulicy Dąbrowskiego i krzyczeli tak, jak gorzowscy kibice w swojej, głośno, przeciągle i z wielkim zaangażowaniem.
Z wielkim, godnym sprawy o wiele istotniejszej niż mecz koszykówki zaangażowaniem grały dziś także podopieczne duetu trenerskiego Krzysztof Koziorowicz/Arkadiusz Rusin. Polkowiczanki zostawiły na parkiecie i zdrowie i serce. Tego zabrakło w dwóch pojedynkach w Gorzowie, które zakończyły się ich porażką. Dziś od samego początku ekipa CCC była zespołem z prawdziwego zdarzenia, zjednoczonym we wspólnym celu. Nawet ławka rezerwowych żywiołowo reagowała na każdą akcję okazując bądź złość, bądź wielką radość. Dziewczyny były niesamowicie zmotywowane, w ich oczach było widać żądzę wygranej. Ta żądza nie wygasła nawet wówczas, gdy straciły już w dogrywce Amishę Carter, która musiała opuścić parkiet po piątym przewinieniu, a rozgrywała mecz wielki, punktując regularnie i zbierając z tablic wiele piłek. Nie wygasała także, gdy gorzowianki po niesamowitej pogoni doszły je i doprowadziły do remisu, a nawet objęły prowadzenie. Owa żądza napędzała dziewczyny z CCC do samego końca i pozwoliła im dokończyć dzieło, które misternie tkały od początku sezonu.
"Pomarańczowe" wywalczyły upragniony awans do wielkiego finału Ford Germaz Ekstraklasy sprawiając, że sen fanów basketu w Polkowicach stał się jawą. Ich zespół po latach dobijania się do bram finału wreszcie owe bramy sforsował, a za nimi jest już koszykarski raj, czyli Euroliga, która może wydźwignąć polkowicką koszykówkę na poziom jeszcze kilka lat niewyobrażalny. Po zakończeniu dzisiejszej rywalizacji naszła mnie jedna kluczowa dla zrozumienia tragizmu sportu refleksja. Jej esencja sprowadza się do tego, że nie ma możliwości, by powód płaczu był ten sam. Jedne łzy mają smak zwycięstwa, drugie porażki. Wielka szkoda, bo w rywalizacji polkowiczanek z gorzowiankami na słowa gigantycznego uznania zasługują i jedne i drugie.