16.04.2011 19:47, Konrad Kaptur
Finałowa seria trwa nadal
CCC zagrało dziś kapitalny mecz i pokonało faworyzowaną Wisłę Can Pack Kraków 67:58. W finałowej serii ekipa spod Wawelu prowadzi 2:1. Jutro mecz numer cztery.
16.04.2011 19:47, Konrad Kaptur
W wielkim finale, podobnie jak w rywalizacji półfinałowej pomiędzy CCC a KSSSE AZS PWSZ Gorzów Wielkopolski, atut własnego parkietu ma póki co znaczenie kluczowe. Dwie potyczki rozegrane w Krakowie zakończyły się wygraną podopiecznych trenera Jose Hernandeza, a dziś w pierwszym boju na parkiecie w Polkowicach zwyciężyło CCC. Jak będzie jutro? - Na pewno jeszcze trudniej niż dziś. Zespół Wisły jest przyzwyczajony do gry pod presją. Ma bogate doświadczenia zebrane w Eurolidze. My dopiero się uczymy rozgrywania takich ważnych meczów. Dla nas to wielkie święto. Chcemy, by to święto trwała nadal, ale będzie bardzo trudno - odpowiada trener Krzysztof Koziorowicz.
Wisła jest zespołem składającym się z wielkich gwiazd światowego basketu. W pierwszych dwóch pojedynkach najjaśniejszym blaskiem świeciła ta największa z nich - środkowa z Białorusi Yelena Leuchanka, która zdominowała walkę pod koszami. Dziś Leuchance od samego początku nie szło najlepiej. W walce o zbiórki ustępowała Amishy Carter, a jej skuteczność rzutowa nie była imponująca. Do przerwy uzbierała zaledwie cztery oczka, a także taką samą ilość zbiórek, co jak na zawodniczkę jej pokroju jest wynikiem zawstydzającym. Z kolei Carter do przerwy zaliczyła osiem punktów oraz aż 11 zbiórek. W szeregach CCC bardzo dobrze spisywała się także filigranowa rozgrywająca Sharnee Zoll, na której koncie zapisano osiem punktów oraz trzy asysty. Wobec faktu, że siła podkoszowa Leuchanki została zneutralizowana, a koleżanki Białorusinki także spisywały się słabo nie dziwi fakt, że po pierwszej połowie to gospodynie prowadziły ośmioma punktami - 33:25. Mocna defensywa CCC sprawiła, że wiślaczki miały bardzo kiepską skuteczność rzutową - 34 procent za dwa oraz 11 za trzy. Nawet na linii rzutów osobistych podopieczne trenera Hernandeza spisywały się kiepsko, bo trafiły zaledwie połowę z ośmiu rzutów.
Po zmianie stron Wisła Can Pack rozpoczęła od mocnego uderzenia. Swój rytm grania złapała Leuchanka, która regularnie punktowała spod kosza. Właściwie cała koncepcja taktyczna krakowianek zasadzała się na dograniach pod kosz CCC do środkowej z Białorusi i liczeniu, że ta jakoś sobie poradzi. Przez długi czas rzeczywiście sobie radziła i po pięciu minutach trzeciej kwarty było 41:40 dla Wisły. Jednopunktowe prowadzenie wiślaczki miały także w momencie, gdy zabrzmiała syrena rozpoczynająca ostatnią kwartę meczu. W kończących mecz numer trzy 10 minutach faworytki do wywalczenia tytułu mistrzyń Polski nie dały rady ambitnie grającym gospodyniom, wśród których brylowały Carter, a zwłaszcza Zoll, która w ekwilibrystyczny sposób potrafiła znajdować drogę do kosza rywalek. W sumie rozgrywająca z Polkowic zdobyła 21 punktów dla swojego zespołu i była najskuteczniejsza na parkiecie. Krakowiankom w decydujących momentach drżały ręce, nie radziły sobie z presją i musiały uznać wyższość gospodyń.
- Jestem dumny z moich dziewczyn. Zagrały dziś bardzo ambitnie, pokazując wielki charakter. Jutro jest kolejny mecz, w którym musimy wznieść się na wyżyny - podkreślił trener Koziorowicz.
W serii do trzech zwycięstw Wisłą prowadzi 2:1. Jutro kolejny, czwarty pojedynek. Rozpocznie się o godzinie 13:45.