,

Lista aktualności

Tomasz Herkt: Powalczymy o medal

Tomasz Herkt w minionym sezonie wywalczył z Polfą brązowy medal. W kolejnym chciałby znów walczyć o miejsce na pudle, jednak jak dotychczas z klubu ubył jeden ze sponsorów i kilka zawodniczek. Czy luki kadrowe uda się uzupełnić? – Mamy w tej chwili taką sytuację finansową, że trudno myśleć o wzmocnieniach. A potrzebujemy jeszcze co najmniej jedną wysoką koszykarkę oraz skrzydłową – mówi trener Polfy.

,

Jak na dziś wygląda sytuacja kadrowa pabianickiej Polfy? Tomasz Herkt: - Ubyły nam z drużyny Gabriela Toma, Martins Jacintho i Da Costa. Poza tym trzon zespołu został. To chyba dość dotkliwe straty? - Niestety tak. Bardzo pozytywnie oceniłem grę Martins Jacintho i Tomy. Rumunka może nie grała efektownie, ale bardzo skutecznie, z olbrzymim charakterem i też bardzo pomogła w zdobyciu brązowego medalu, podobnie jak Jacintho. Da Costa może nie miała zbyt udanego sezonu, ale za to była dobrym duchem zespołu. Ile zawodniczek chce pan pozyskać? - Mamy w tej chwili taką sytuację finansową, że trudno myśleć o wzmocnieniach. Z drugiej strony jest dopiero połowa lipca i mam nadzieję, że pozyskamy jeszcze środki, które pozwolą nam na dodatkowe ruchy kadrowe. Na chwilę obecną mamy sześć zawodniczek: Krupską-Tyszkiewicz, Perlińską, Pantelejewą, Lamparską, Krystofową i Pałkę. To seniorki, do których dochodzi uzupełnienie w postaci zdolnej młodzieży. Nie ulega wątpliwości, że potrzebujemy jeszcze co najmniej jedną wysoką koszykarkę oraz skrzydłową. Liczę na to, że środki finansowe będą większe i pozwolą nam jeszcze na uzupełnienie składu. Do kiedy chce pan mieć zespół w komplecie? - Oczywiście chciałbym jak najszybciej zacząć pracować z tymi dziewczynami. Jednak na chwilę obecną, jeśli nic się nie zmieni, to będziemy zmuszeni grać w okrojonym składzie. Przed zeszłym sezonem postawiliście w klubie na kilka młodych zawodniczek – melodię przyszłości. Może teraz będzie szansa, by na dłużej zagościły na parkietach ekstraklasy? - Na pewno młode zawodniczki w tej chwili jeszcze nie zabezpieczą nam wyniku sportowego na poziomie zdobycia medalu. W swoich juniorskich rozgrywkach zajęły piąte miejsce, więc niemożliwe żeby w seniorkach miały pokusić się o medal. Nie zmienia to faktu, że to bardzo utalentowana młodzież i musi dostawać coraz więcej minut na parkiecie. Gdyby stało się tak, że nie znajdziemy pieniędzy na wzmocnienia i przystąpimy do ligi z sześcioma seniorkami w składzie, to siłą rzeczy te młode będą grały i to na pewno z pożytkiem dla polskiej koszykówki. Utrudni to jednak robienie postępów przez nasz zespół. Nie ulega bowiem wątpliwości, że Wisła i Lotos będą mocne personalnie. Zbroi się również Gorzów, a i Polkowice z pewnością będą prezentowały swój dobry poziom. Natomiast naszym celem będzie zdobycie jednego z medali. Niezależnie od tego, na pewno będziemy pracowali też z młodzieżą, bo mamy bardzo utalentowaną grupę. Jak pan, jako były trener reprezentacji, przyjął wprowadzenie przepisu, że w każdym zespole na parkiecie przez 40 minut musi przebywać Polka? - Nie uważam, żeby to był jakiś problem. Jeszcze gdy prowadziłem Lotos Gdynia, otarliśmy się o Final Four, a przecież wówczas na parkiecie mogły występować tylko trzy zawodniczki z zagranicy. Na 10 zawodniczek w składzie miałem 7 Polek i nie przeszkadzało to, żeby wygrywać nie tylko w Polsce, ale nawet w Europie. Przecież gdy prowadziłem reprezentację to zdobyliśmy mistrzostwo Europy. Uważam, że dobre wyniki można zdobywać także pracą, a nie tylko wysokością budżetu. Jestem jak najbardziej za wprowadzeniem tego przepisu, bo zmusi on kluby by pracować z polskimi zawodniczkami, a nie tylko kupować koszykarki z zagranicy. Podobno ofertą pracy kusili pana działacze AZS Koszalin. Myślał pan o ponownej pracy w lidze męskiej? - W zeszłym roku podpisałem w Pabianicach dwuletni kontrakt, który ciągle mnie obowiązuje. Oczywiście gdyby pojawiła się jakaś super oferta, to zawsze za zgodą klubu można podjąć rozmowy o ewentualnej zmianie miejsca pracy. Jeśli praca ma szanse powodzenia, klub jest sprawny organizacyjnie i finansowo, i stawia przed mną pewne wyzwanie zbudowania czegoś nowego, to niezależnie od tego, czy mówimy o lidze męskiej, czy żeńskiej, podjąłbym się takiego wyzwania. Co do propozycji z Koszalina, to powiem tyle, że w zeszłym roku Polfa zainwestowała swoje zaufanie w moją osobę i nawet jeśli teraz sytuacja finansowa jest nieco gorsza, to pozostanę w Polfie, żeby dokończyć kontrakt i pomóc temu klubowi. Z kim trudniej się Panu pracuje: z mężczyznami, czy z kobietami? - Z kobietami pracowałem kilkanaście lat, a z mężczyznami dwa sezony i nie widzę większej różnicy. To jest kwestia pewnego oddziaływania na zespół i tego, co się tej grupie zaproponuje. Jeżeli filozofia trenera zyskuje akceptację drużyny i w ślad za tym idą wyniki sportowe, to nie ma żadnych problemów. Kobiety są jednak z natury sympatyczniejsze (śmiech).