,

Lista aktualności

Energa wygrywa z Widzewem

Koszykarki Widzewa nie sprostały kolejnemu, faworyzowanemu zespołowi, i uległy na własnym parkiecie, po naprawdę ciekawych zawodach, w stosunku 74:82, Enerdze Toruń.

,

Początek spotkania był zalążkiem jak będzie ono wyglądało w dalszej części – obie drużyny zaczęły grać szybko, żywiołowo, dynamicznie, nie zważając zbytnio na obronę. Taki styl gry odpowiadał koszykarkom Widzewa, które przy wolniejszym tempie rozgrywania akcji, mogły odstawać bardziej jakością gry od torunianek. Praktycznie cała I odsłona gry toczyła się systemem kosz za kosz, akcja za akcję, i tym samym żadna z drużyn nie forsowała mocno przewagi punktowej po swojej stronie, czekając na lepsze okazje i lepszy ku temu moment. Świetnie w mecz weszły Jankowska, Misiek i Rzeźnik, które utrzymywały solidny, naprawdę efektywny poziom aż do końca zawodów. Widzewianki jednak miały olbrzymie problemy, szczególne w defensywie, biorąc pod uwagę lepszy potencjał w ataku gości, nie dziwi więc nieznaczna przegrana w tej części meczu – 21:29. Druga odsłona toczyła się w podobnym tempie i przebiegu. Z tą różnicą, że to Widzew tym razem przejął rolę skuteczniejszego teamu. Gra, szczególnie w kontrataku, mogła się podobać, dobrą zmianę dawała Kamila Polit, a na punkty Sepulvedy i Page, szybko odpowiadały z dystansu Rzeźnik i Jankowska (która nie miała problemu także z wolnymi podkoszowymi Energi pod deską), a dynamiczne wejścia pod kosz Pauliny Misiek, która jak kangur skakała wręcz po parkiecie, były godne podziwu. Dzięki nieznacznej wygranej po tych 10 min., gospodynie przegrywały jedynie 45:50. Po przerwie zaczęło się dobrze, ale z każdą kolejną minutą widzewianki zaprzepaszczały własny wysiłek. W pewnym momencie łódzki zespół doszedł nawet przeciwnika na 1-2 oczka, miał nawet piłkę na prowadzenie, ale od tego momentu gra zaczęła się „sypać”, kuriozalne wręcz momentami błędy, straty, podania piłki w powietrze, do rywalek, na pewno podcinały skrzydła gospodyniom, podczas gdy przyjezdne wzorowo wręcz kończyły każdą błędną akcję w ataku i obronie Widzewa. I tak z wyniku oscylującego wokół remisu, nagle przyszło widzewiankom odrabiać blisko 10-punktową stratę. 60:69 to wynik po tej ćwiartce. Warto dodać, że Widzew kilkukrotnie dochodził na „oddech” Energę, jeśli chodzi o wynik, i jakoś magicznie w tych momentach nie potrafił wyjść na prowadzenie, a szkoda! To zemściło się pod koniec... Ostatnia kwarta nie była pozbawiona emocji. Przebudziła się w niej, choć tylko na chwilę, Ola Pawlak – która fenomenalną trójką poderwała koleżanki do gry. Widzewianki dzięki świetnej grze m.in. rzucającej za 3 pkt. jak Stephen Curry z Golden State Warriors - Magdy Rzeźnik, i ligowej wyjadaczki Leo Jankowskiej, dopadły przeciwnika do stanu 70:73. Trener Omanić jednak szybko wziął czas i potem uwidoczniła się ta jakość, doświadczenie i spokój, którego łodziankom czasem brakuje i które konsekwentnie zbierają, w drugim już sezonie Ford Germaz Ekstraklasy. Widzew przez ostatnie 3-4 min. zdobył ledwie 4 punkty, gdy Energa trafiła ich blisko 10. Zmęczona Jankowska coraz gorzej radziła sobie z potężną Wylie, zaś gwiazda gości – Jazmine Sepulveda wespół z Julie Page, bardzo skrzętnie kończyły to... co po prostu od zawodniczek tej klasy się wymaga w tych kluczowych momentach. I chociaż szkoda było fenomenalnych trójek Rzeźnik, i bardzo ambitnej postawy widzewianek, które ryzykując urazami walczyły o każdą piłkę, nawet "w parterze", to jednak trzeba oddać przyjezdnym, że były o te 8 pkt. lepsze w przekroju całego spotkania. A Widzew? Cóż, przegrał, ale kolejny raz pokazał, że nie jest w hali „Parkowa” dostarczycielem 2 punktów, a zespołem, przy którym trzeba pokazać coś więcej, aniżeli bycie w protokole meczowym.