Kibice, którzy licznie wypełnili halę przy ulicy Chopina mogli być trochę zawiedzeni. Pamiętali zapewne, że ich klub wygrał w Lesznie po ciężkiej walce, a media zapowiadały, że będzie to bardzo zacięte spotkanie. Jednak tak nie było.
Już od pierwszych minut meczu prym na parkiecie wiodły gospodynie, które grały jak natchnione. Pierwsza piątka gorzowianek szybko wypracowała sobie przewagę, którą, jak się później okazało, kontrolowała do końcowej syreny. W Gorzowie obawiano się przede wszystkim Amerykanki Nikity Bell, jednak gorzowskie koszykarki znalazły na nią sposób. Bardzo dobre krycie zmuszało ja do błędów oraz do fauli, których na zakończenie pierwszej kwarty miała już 3. Kwarta ta skończyła się wynikiem 31:13 dla gospodyń.
Druga odsłona to w dalszym ciągu popisowa gra gorzowskiego zespołu. AZS przede wszystkim pokazał bardzo dobrą i agresywną obronę, czym zmuszał przeciwniczki do błędów oraz do rzutów z nieprzygotowanych pozycji. Gorzowianki za to nie miały problemu ze zdobywaniem punktów. Nawet, gdy piłka nie wpadła za pierwszym razem, to i tak została dobita, najczęściej przez świetnie dziś dysponowaną Joannę Czarnecką. Ta część meczu zakończyła się wynikiem 21:10, wiec gospodynie spokojnie schodziły na przerwę prowadząc aż 29 punktami.
Po przerwie nastąpił krótki zwrot. Prym na parkiecie zaczęły wieść leszczynianki, przede wszystkim za sprawą Moniki Siwczak i Marty Żyłczyńskiej (która ostatnie sezony spędziła w Gorzowie). Jednak ta sytuacja nie trwała długo i akademiczki z Gorzowa w drugiej części kwarty ponownie się sprężyły wygrywając tą kwartę 18:17.
Ostatnie dziesięć minut było już tylko formalnością. Trener Dariusz Maciejewski dał w niej zagrać tym zawodniczkom, które zazwyczaj spędzają na parkiecie bardzo mało czasu. Na boisku pojawiły się miedzy innymi Weronika Toporowska i Agnieszka Kaczmarczyk. W leszczyńskim teamie boisko musiała jeszcze za pięć fauli opuścić wspomniana wcześniej Bell, która na pewno nie zaliczy tego meczu do udanych.
W zespole z Gorzowa świetnie zagrała dziś Joanna Czarnecka, zdobywczyni 27 punktów i 9 zbiórek. Na pochwałę zasługują także Katarina Ristić (16 punktów) oraz Aleksandra Chomać (12 punktów). W zespole przyjezdnym najlepiej zaprezentowały się Monika Siwczak (20 punktów) i Marta Żyłczyńska (14 punktów).
Po meczu powiedzieli:
Krzysztof Zajc (trener Duda Tęcza): - Gratuluje zespołowi gorzowskiemu dobrego występu. Jednak duża w tym zasługa nasza, ponieważ zagraliśmy na pewno najsłabszy mecz od dawna. Przyjeżdżaliśmy tu w nienajlepszych nastrojach, bo bez naszego podstawowego centra Agi Budnik i bez podstawowej rozgrywającej Rivers. Nie zmienia to faktu, że nasz występ był kompromitujący. Na tablicy przegraliśmy 34 do 16, gdzie to już jest dramat. Słaby powrót do obrony, nie ma elementu, w którym byli byśmy lepsi, a szkoda. My walczymy, mamy inne cele niż zespół z Gorzowa, chcielibyśmy się utrzymać w lidze, najlepiej byłoby załapać się do ósemki, będziemy walczyć. Jak wrócą kontuzjowane zawodniczki to na pewno nasz zespół stać na sprawienie nie jednej niespodzianki.
Dariusz Maciejewski (trener AZS): - Musze przyznać ze po tych ostatnich trzech zwycięstwach drużyny z Leszna, które zrobiły na mnie duże wrażenie, chciałem pogratulować beniaminkowi, który ma już pięć zwycięstw i zmierza do osiągnięcia swojego celu i tego życzę zespołowi z Leszna. Oglądając kasety z meczu Leszna z ŁKS-em zwróciłem uwagę na świetną grę Nikity Bell, dlatego byliśmy na ta zawodniczkę uczuleni. Dziś rzeczywiście było nam łatwiej, bo nie było dwóch podstawowych graczy i skupiliśmy się na jak najlepszym kryciu Bell. My graliśmy naprawdę dobre zawody, łatwo osiągnęliśmy przewagę. Nic dziwnego, że przy ułatwionym zadaniu graliśmy na wysokie zawodniczki, dlatego świetnie dziś dysponowana Asia Czarnecka zdobyła prawie 30 punktów.
Statystyki
13.01.2007 19:40, Radosław Łogusz
W Gorzowie bez niespodzianki
Mecz bez historii - tak w skórcie można opisać dzisiejsze spotkanie AZS-u Sowood Gorzów Wlkp. z Dudą Tęczą PWSZ Leszno. Zwycięstwo gorzowianek ani przez moment nie było zagrożone, a w ekipie gości jedynie Monika Siwczak i Marta Żyłczyńska próbowały nawiązać walkę z drużyną Dariusza Maciejewskiego. Zawiodła zwłaszcza Nikita Bell, która w całym meczu zdobyła tylko 6 punktów. Wygrywają akademiczki 92:60.
13.01.2007 19:40, Radosław Łogusz