Lista aktualności

Prabucki: Poprowadzę zespół w nadchodzącym sezonie

- Decydując się na pracę w drużynie Matizolu Lidera podpisałem półtoraroczny kontrakt. Będę więc dalej pracował w Pruszkowie - mówi trener Adam Prabucki, który w nadchodzącym sezonie poprowadzi pruszkowską drużynę w rozgrywkach Ford Germaz Ekstraklasy.

Po raz drugi w historii występów w Ford Germaz Ekstraklasie drużyna Matizolu Lidera zajęła piąte miejsce w rozgrywkach. Przed sezonem mówiło się co prawda o walce o medale, ale te plany szybko zweryfikowali rywale. Prezes klubu Paweł Kędzierski uznał ten wynik za sukces, pan również? A może pozostał mały niedosyt? - Przychodząc do zespołu wspólnie z prezesem zastanawialiśmy się, czy drużynie uda awansować się do play-off. Byliśmy wówczas na dziesiątym miejscu, do tego mieliśmy trudny kalendarz. Zwłaszcza niezwykle istotne spotkania z ŁKS, Artego czy Energą graliśmy na wyjeździe. Udało się każde z tych spotkań wygrać, co było ogromną zasługą dziewczyn. Te wygrane mocno nas podbudowały, dzięki czemu rundę zasadniczą zakończyliśmy na szóstym miejscu. W ćwierćfinale trafiliśmy na Lotos, który okazał się zbyt mocnym zespołem dla nas. Niemniej po raz pierwszy w historii klubu udało nam się wygrać mecz w fazie medalowej w play-off. Z piątego miejsca niewątpliwie należy się cieszyć, bo jeszcze w grudniu ten cel wydawał się mało realny. Przed samą fazą play-off Matizol Lider przegrał z Tęczą Leszno, tej wygranej zabrakło później do zajęcia wyższego jak szóste miejsce w tabeli. Nie żałuje pan tego spotkania? - Zawsze po wygraniu pięciu, sześciu spotkań u zawodników przychodzi samozadowolenie. To jest normalne w grach zespołowych. Bardziej żal tych porażek z Artego i Energą na własnym boisku. Z drugiej strony wcale nie musieliśmy być na szóstym miejscu, przecież tę pozycję zapewniliśmy sobie dopiero w ostatniej kolejce. Mogliśmy być niżej, bo tego samego dnia niespodziewanie MUKS Poznań wygrał z AZS PWSZ Gorzów, z którym bezpośrednio rywalizowaliśmy o miejsce w tabeli. W sporcie wszystkiego nie można zaplanować. Przecież gdybyśmy wygrali z Tęczą to w ostatniej kolejce Row Rybnik nie musiałby gładko przegrać w Pruszkowie. Nie da się ukryć, że o sile prowadzonego przez pana zespołu w dużej mierze decydowały zawodniczki spoza Polski. Zwłaszcza transfer Angeliny Williams był sporą niewiadomą. Koszykarka choć notowała dobre statystyki w żadnym klubie nie mogła zagrzać dłużej miejsca, nie obawiał się pan tego? - Przebudowa składu była nieunikniona. Przypomnę, że kończyły się wtedy kontrakty Amber Holt i Charity Szczechowiak, a my ze względu na oszczędności nie mogliśmy ich przedłużyć. Dlatego do zespołu trafiła Natalija Trofimowa, a później Angelina Williams. Zespół po tych zmianach grał lepiej. Budowa ciała Williams oraz jej doświadczenie wyniesione z różnych klubów pozwalały przypuszczać, że szybko dojdzie do optymalnej formy. Sprowadzenie jej do Pruszkowa było bardzo dobrą decyzją, należy się z tego tylko cieszyć, że nam się to udało. To właśnie Williams była liderką prowadzonego przez pana zespołu? - Udało mi się sprawić, że naszą siłą była w rundzie rewanżowej i play-off zespołowość. Statystycznie Angelina wypadała najlepiej, podobnie jak Sydney Colson, która dobrze nakręcała grę zespołu. Nie można jednak powiedzieć, że tylko te dwie zawodniczki decydowały o sile zespołu. Mocni byliśmy jako całość i tylko dzięki temu zajęliśmy piąte miejsce. Dla pana był to pierwszy sezon po dłuższej przerwie w żeńskiej ekstraklasie. Dużo się zmieniło przez te kilka lat? - Przed każdym sezonem, niezależnie z kim się pracuje pojawiają się obawy. Na tyle długo jestem już jednak w koszykówce, że pewne sprawy nie są dla mnie zaskoczeniem. Za nim zdecydowałem się na powrót do żeńskiej koszykówki, konkretnie ŁKS-u Łódź, odbyłem szereg rozmów z różnymi fachowcami. To pozwoliło mi wypracować schemat, który okazał się w tym sezonie słuszny. Udało mi się dobrze przygotować ŁKS, zaś w Pruszkowie kawał dobrej pracy wykonał wcześniej Arek Koniecki. Sama gra uległa zmianie, jest szybsza, bardziej atletyczna. Do tego wszystkiego zmieniła się taktyka gry. Koszykówka niezależnie od tego jest jednak taka sama dla wszystkich, może sposób wykończenia akcji jest trochę inny u kobiet, ale poza tym większych zmian nie dostrzegam. Będzie pan kontynuował pracę w Matizolu Liderze Pruszków w przyszłym sezonie? - Decydując się na pracę w tym klubie podpisałem półtoraroczny kontrakt. Będę więc dalej pracował w Pruszkowie.