,

Lista aktualności

Agnieszka Szott-Hejmej: Ja już się wszystkim przejadłam

- Teraz najważniejsze są dla mnie eliminacje. Bardzo mocno się na nich skupiam, bo chcę wspólnie z koleżankami pokazać, że dzięki walce, zaangażowaniu i grze zespołowej, można wywalczyć awans do mistrzostw Europy - mówi skrzydłowa reprezentacji Polski, Agnieszka Szott-Hejmej.

,

Przyjrzyjmy się plakatom meczowym reklamującym mecze kadry w Inowrocławiu i Krośnie. Na pierwszym planie znajduje się Anna Pietrzak, ale już w drugim rzędzie stoi pani. Rok wcześniej została pani wyróżniona tytułem Miss EuroBasketu. Z obecnego składu kadry najwięcej publikacji w mediach elektronicznych i drukowanych znów dotyczy pani. Można odnieść wrażenie, że Agnieszka Szott-Hejmej została twarzą reprezentacji Polski kobiet. - Nie zgadzam się z tym. W ostatnim czasie widziałam sporo artykułów, które dotyczyły koleżanek z reprezentacji. Ja w żaden sposób tego nie odczuwam. Jeśli tak jednak jest to warto, aby media zainteresowały się też innymi zawodniczkami z naszej kadry. Mamy sporo fajnych, młodych, obiecujących dziewczyn. Fajnie by było poznać takie osoby, myślę że ja już się wszystkim przejadłam. Może też część mediów idzie na tak zwaną łatwiznę. Moich zdjęć pewnie mają sporo, więc łatwiej o materiały do artykułów. Miałem nie poruszać tego tematu, ale chcąc nie chcąc sama pani go wywołała. Sesja w jednym z magazynów dla panów mocno przyczyniła się do pani popularności. - Tyle lat już minęło, ale jak widać temat nie umarł. Szkoda, bo od tego czasu znalazłam się na wielu fajnych zdjęciach, czasem biorąc udział w sesjach fotograficznych, lecz o tym nikt nie wspomina. Wiele osób robi szum wokół tych zdjęć, a chyba największy ci, którzy nigdy nie widzieli wszystkich fotografii. Tak naprawdę nic tam nie pokazałam. Wszystkie zdjęcia były stonowane, w dobrym smaku, a menedżer i fotograf wykazali się pełnym profesjonalizmem. Nie widzę w tym nic złego. Jakoś szczególnie też tego nie przeżywam. Na kolejną sesję jednak już pani się nie zdecydowała. - Rzeczywiście miałam propozycję w tamtym roku, ale ją odrzuciłam. Już raz brałam udział w tego typu sesji i moja ciekawość świata została zaspokojona. Wiem, czym się to je, jak to wszystko wygląda z drugiej strony. To mi wystarczy. Chcę być postrzegana jako koszykarka, i jako mama dwuletniej Laury. To są moje priorytety, a zdjęcia zdecydowanie schodzą na drugi plan. Ostatnio zabawiła się pani jednak w stylistkę, na łamach jednej z gazet dobierając kreacje na lato. - Akurat poprosiła mnie o to koleżanka. Nie czuję się w żaden sposób trendsetterką, potraktowałaby to bardziej jako zabawę. Taki miły przerywnik podczas żmudnego sezonu. Pani ślub z wioślarzem Rafałem Hejmejem odbył się pod koniec rozgrywek, w momencie gdy pewne utrzymania Artego Bydgoszcz nie grało już o nic. Termin po części dostosowany był do planów męża, który jedzie na igrzyska olimpijskie do Londynu, ale także pani przyjazdu na zgrupowanie kadry Polski. Nadal odczuwa pani wewnętrzny głód sportu? - Coraz mocniej odczuwam smutek, gdy wyjeżdżam z domu, zostawiając w nim moją córeczkę. Sama do siebie czasem mówię, że za którymś razem chyba pęknie mi serce. Jak każda mama rozstania przeżywam bardziej jak dziecko. Laura po pięciu minutach zapomina, że mamy nie ma, a ja ciągle o niej myślę. Bardzo jestem z nią związana. Na co dzień z nią jestem, więc w momencie gdy muszę wyjechać z domu na dwa, trzy tygodnie często zadaję sobie pytanie, czy za rok znów znajdę siły na kolejne rozstanie. Czasem mówię sobie, że to będzie ostatni raz, że nie wytrzymam kolejnego roku, ale głód gry w kadrze często tłumi żal, wynikający z rozstania. Znów zdecydowała się pani na występy w reprezentacji, choć wielu koleżanek z różnych powodów nie zobaczymy tego lata w kadrze. Nie chciała pani podreperować latem zdrowia? - Cieszę się, że mogę grać w reprezentacji. Mamy konkretny cel i jesteśmy w stanie go zrealizować, nawet bez naszych największych gwiazd w składzie. Tworzymy naprawdę fajny kolektyw, dobrze rozumiemy się na boisku. Jest dobra atmosfera, a każda odda za drugą dziewczynę nie sto, a sto pięćdziesiąt procent zaangażowania. Po sezonie zastanawiałam się, czy nie wykonać rezonansu, nie sprawdzić kolana. W styczniu diagnozowało mnie dwóch lekarzy i opinie na mój temat były skrajne. Raz problemem miała być łąkotka, innym razem jedynie przemęczenie. Zastanawiałam się, czy nie zdecydować się na przerwę, aby przez ten okres między sezonami ligowymi wypocząć, podreperować zdrowie. Później rozmawiałam jednak z naszym kierownikiem kadry Mirosławem Nosowiczem. Razem z nim pojechałam w maju na USG, które nie wykazało żadnych zmian. To też mnie w pewnym stopniu uspokoiło, wyzwalając dodatkowe siły na grę w kadrze. Chęci mam ogromne. Chciałabym, aby moja córeczka zapamiętała mnie jeszcze z gry w reprezentacji. Podczas EuroBasketu towarzyszyła pani córka, co można było zauważyć podczas jednej z pomeczowych konferencji prasowych, na której pojawiła się pani razem z Laurą. W Krośnie córki nie było, czy to oznacza, że zobaczy ją pani ponownie dopiero w połowie lipca? - Mamy krótką przerwę pod koniec czerwca, mam nadzieję, że wtedy uda się wyskoczyć do domu, spotkać z córką i rodziną. Oczywiście często rozmawiam z nią przez telefon, ale to nie to samo. Prawie na każdym zgrupowaniu robię jakieś notatki, tak na później, aby może kiedyś pokazać Laurze jak mocno mi jej brakowało. Teraz najważniejsze są jednak dla mnie eliminacje. Bardzo mocno się na nich skupiam, bo chcę wspólnie z koleżankami pokazać, że dzięki walce, zaangażowaniu i grze zespołowej, można wywalczyć awans do mistrzostw Europy. Zawsze jestem pozytywnie nastawiona do życia. Mam nadzieję, że się nie zawiodę. Przed rozgrywanym w Polsce EuroBasketem zapytałem panią o czym marzy. Wtedy odpowiedziała pani, że zawsze chciała wyjechać na igrzyska olimpijskie. Niestety podczas ostatnich mistrzostw Europy nie udało się wywalczyć upragnionego awansu, ale na pocieszenie do Londynu wyjechał mąż, który jest w składzie wioślarskiej ósemki. Przez najbliższe tygodnie córka wychowywać się będzie więc bez rodziców. - Na szczęście mamy super babcię. Mama Rafała bardzo nam pomaga, opiekując się małą. Naprawdę jesteśmy jej za to bardzo wdzięczni. Zawsze możemy na nią liczyć. Żal związany z niespełnieniem marzenia z dzieciństwa na pewno pozostał. Od samego początku wierzyłam, że Rafał wspólnie z kolegami pojedzie na igrzyska olimpijskie, nam, jako kadrze kobiet, to się nie udało. Nieczęsto zdarza się, aby małżonkowie uprawiający dwie zupełnie różne dyscypliny sportu wyjeżdżali razem na igrzyska olimpijskie. - Wiem od męża, że atmosfera w wiosce olimpijskiej potrafi być rewelacyjna. Sportowcy reprezentujący jeden kraj wzajemnie się wspierają, takie wsparcie nam obojgu dałoby bardzo dużo. Trener Roman Skrzecz żartował ostatnio, że na Londynie świat się nie kończy, że wspólnie z Rafałem pojedziemy jeszcze do Rio de Janeiro. Kolejne igrzyska olimpijskie są za cztery lata, więc w tym momencie nie ma co o nich myśleć. Do tego nowe zawodniczki coraz odważniej szturmują kadrę, dla mnie może zabraknąć już w niej wówczas miejsca. Do Londynu się pani jednak wybiera. Już nie jako koszykarka, ale wierna fanka wioślarskiej ósemki. - Wspólnie z całą rodziną będziemy wspierać męża w Londynie. Oczywiście nie będzie nam dane mieszkać w wiosce olimpijskiej, dlatego cały czas szukamy noclegu. Mamy już jednak wszystkie bilety, załoga na pewno będzie odczuwać naszą obecność na trybunach. Dla Rafała jest to najważniejsza impreza w karierze. Dla niego są już to trzecie igrzyska olimpijskie. Z każdym kolejnym startem wspólnie z kolegami robił postępy, ale do medalu trochę brakowało. W Pekinie zajęli piąte miejsce, teraz czas na pudło. Łatwiej być koszykarką czy wioślarzem? - Zdecydowanie koszykarką. Nawet, gdy podpiszemy kontrakt z dala od domu, to praktycznie przez cały czas znajdujemy się w jednym miejscu. Oczywiście podróżuje się na mecze wyjazdowe, ale jest to tylko miły przerywnik podczas żmudnych treningów. Zwłaszcza podczas rundy zasadniczej te wyjazdy nie zdarzają się tak często. Rafała praktycznie cały czas nie ma w domu. Raz jest w Portugalii na trzy tygodnie, innym razem w Hiszpanii. Wraca na tydzień i znów wyjeżdża. Tak jest w kółko. W Polsce z powodu warunków klimatycznych ciężko jest trenować zimą, stąd te wyjazdy. Znacznie cięższe są też treningi. Nie tylko siłownia, ale różnego rodzaju biegi. Ich wydolność jest wręcz niesamowita. Na każdym kroku trzeba przestrzegać diety, a nawet najdrobniejsze odstępstwo może się później odbić na treningach. Życia prywatnego nie ułatwia też WADA, czyli światowa agencja antydopingowa. Każdy ruch męża, a co za tym idzie pani, jest przez nich kontrolowany. Nie można sobie pozwolić na chwilę szaleństwa, bo każdego dnia ludzie z fundacji muszą wiedzieć, gdzie przebywacie. - Ciągle trzeba się pilnować. Rafał świadomie wybrał taki a nie inny zawód, więc musi się podporządkować. A my razem z nim. W jego dyscyplinie sportu nie ma miejsca na chwile słabości, moment zapomnienia na imprezie. To może kosztować bardzo drogo. Podziwiam męża za cierpliwość, samodyscyplinę. Po powrocie ze zgrupowań musi trenować sam i realizować z góry założony program. Czasem z nim ćwiczyłam. Idąc na siłownię też zakładałam sobie jakiś schemat, ale człowiek czasem ma dość, chciałby coś skrócić, ułatwić sobie sprawę. On nigdy nie idzie na łatwiznę. Czyli od męża może się pani nauczyć nieco samodyscypliny? - Oj tak. Czasem gdy nie mam siły, jestem zmęczona myślę o Rafale, który cały czas ciężko trenuje, nie dając po sobie poznać, że ma dosyć. Oboje na ten sezon mamy jednak jakieś upatrzone cele. On medal w Londynie, ja awans na kolejny EuroBasket. Musimy zrealizować nasz plan. Udało się pani popływać łódką razem z wioślarską ósemką? - Pewnie wszystkich zaskoczę, ale jeszcze ją nie płynęłam. Nigdy się do niej nie pchałam, może ze strachu, że się wywrócimy na środku toru i wszyscy będą się ze mnie śmiać. Na takiej łódce bardzo ciężko utrzymać równowagę, bo im lżejsza i bardziej wyporniejsza, tym szybciej płynie. Może kiedyś wspólnie z córką spróbujemy. Nigdy nie wiadomo, co ją w przyszłości zainteresuję. Po cichu liczę, że koszykówka, ale na pewno nie będziemy jej zmuszać do tego sportu. A jeśli nie koszykówka… to może tenis. Trochę się rozmarzyłam, chyba aż za bardzo. Najważniejsze, aby Laura była zdrowa. Droga jaką podąży, zależeć będzie tylko od niej. Igrzyska za pasem, wy jako reprezentacja Polski zaczęłyście eliminacje do mistrzostw Europy, a we wszystkich mediach mówi się tylko o Euro 2012 w Polsce i na Ukrainie. Nie zazdrości pani popularności piłkarzom? - Skończy się Euro i media zaczną mówić o igrzyskach olimpijskich, przecież będzie prawie miesięczna przerwa. Same siedzimy i oglądamy turniej, gdy tylko mamy ku temu okazję. Wśród nas są naprawdę wielkie fanki futbolu, może wkrótce się ujawnią i same opowiedzą o swoich zainteresowaniach. Zdajemy sobie sprawę z tego, że piłka nożna niemal na całym świecie jest sportem numer jeden. To ogromne święto, które reklamuje nasz kraj. My siłą rzeczy musimy panom ustąpić miejsca. Koszykówka żeńska w Polsce jest mało doceniana, niewiele spotkań transmituje telewizja. Może wyniki kadry przełożą się na zainteresowanie dyscypliną?