Adam Prabucki: Kluczem realizacja założeń
fot. Paweł Pietranik

,

Lista aktualności

Adam Prabucki: Kluczem realizacja założeń

- Cieszymy się z faktu, że udało nam się wykorzystać słabszy moment sezonu w wykonaniu krakowianek. Do tego potrzeba była jednak duża determinacja i przede wszystkim realizacja tego, co sobie przed meczem założyliśmy - mówi trener Matizolu Lidera, Adam Prabucki.

,

Posłuchaj wywiadu z Adamem Prabuckim


Matizol Lider przed meczem mógł tylko marzyć o zwycięstwie z Wisłą Can-Pack, zaś rywalki zgodnie z ligową hierarchią musiały to spotkanie wygrać. Jak się okazało chcieć, co znaczy móc, bo niespodziewanie pana zespół zdołał wywalczyć komplet punktów.

- To był mecz bardzo podobny do tego, który rozegraliśmy z CCC Polkowice. Wówczas zespól Jacka Winnickiego był jednak nieco „świeższy” od Wisły i dlatego wygrał. Oba kluby są teraz na podobnym etapie, jeżeli chodzi o poziom zmęczenia i liczby spotkań. Wisła i CCC łączą przecież grę w Polsce z rozgrywkami Euroligi i jak się okazuje nie jest to łatwe. Dzień przed naszym zwycięstwem z Wisłą, CCC przegrało przecież z Artego Bydgoszcz. Cieszymy się z faktu, że udało nam się wykorzystać słabszy moment sezonu w wykonaniu krakowianek. Do tego potrzeba była jednak duża determinacja i przede wszystkim realizacja tego, co sobie przed meczem założyliśmy. Do tego spotkania przygotowywaliśmy się przez cztery dni. Nie tylko trenowaliśmy pod kątem gry z Wisłą, ale także oglądaliśmy kilka spotkań. Po to, aby wszystkie dziewczyny wiedziały, co mają robić i za co odpowiadać. Oczywiście nie ustrzegliśmy się pewnych błędów, ale ogólnie jestem zadowolony z zaangażowania i walki zespołu. Przede wszystkim cieszę się jednak, ze dziewczynom udało się wykonać zadania, które wcześniej sobie nakreśliliśmy, bo to przy dobrej skuteczności dało nam wygraną.

Po części ligowych spotkań narzekał pan na koncentrację zespołu i brak właściwego nastawienia do meczu. Akurat w meczach z czołówką nie ma się chyba do czego przyczepić, bo poziom zaangażowania drużyny był naprawdę wysoki.

- To zawsze jest tak, że zespół teoretycznie słabszy potrafi się zmobilizować do meczu z mocniejszym. Działa tu prawo bij mistrza. Zdawaliśmy sobie sprawę z poziomu i możliwości indywidualnych Wisły. MVP WNBA i złota medalistka igrzysk olimpijskich Tina Charles, równie utalentowana Alana Beard do tego szereg zawodniczek grających regularnie w Eurolidze i kadrach narodowych - to samo w sobie jest wyzwaniem. To wyzwanie zespół podjął, a radość jest tym większa, bo udało się wygrać.

Spotkanie rozpoczęło się jednak od ośmiu kolejnych punktów Wisły Can-Pack. Pojawiły się wówczas jakieś czarne myśli, przeczucie, że zespół przestraszył się bardziej utytułowanego rywala?

- Miałem wrażenie, że wyszliśmy zbyt stremowani na ten mecz. Aczkolwiek potem po szybkich kontrach udało się wrócić do gry, a gdy ta zaczęła być w naszym wykonaniu spokojna, nawet objąć prowadzenie. To rozluźniło zawodniczki i pozwoliło im uwierzyć, że można wygrać te zawody.

To, że zespół uwierzył w wygraną dobrze było widać od połowy pierwszej kwarty. Od tego momentu głupie straty praktycznie można policzyć na palcach jednej ręki.

- Rzeczywiście popełniliśmy bardzo mało strat, bo tylko 12. Życzyłbym sobie, aby ta statystyka wyglądała identycznie po każdym spotkaniu. Przeważnie jednak mamy ich osiem więcej, co jest naszą bolączką. To jednak też wynika z poziomu zawodniczek, ich doświadczenia w seniorskiej koszykówce, a czasami po prostu braku szczęścia. Tych strat co prawda mieliśmy nieznacznie więcej niż rywalki, ale jak na nasz zespół było to naprawdę mało. Do tego zdecydowanie wygraliśmy walkę pod tablicami. W moim odczuciu zdecydowanie mocniej chcieliśmy ten mecz wygrać.

Przede spotkaniem zawodniczki mówiły, że spróbujecie skupić się na Tinie Chearles, która imponowała formą w Eurolidze. Teoretycznie Wisła Can-Pack powinna więc mieć więcej miejsca na obwodzie, ale niespodziewanie oddała łącznie tylko jeden rzut z dystansu w pierwszej połowie. Zaskoczyło to pana?

- Nie, bo choć w Wiśle są zawodniczki, które potrafią rzucić za trzy punkty, wiedzieliśmy, że przy takim zmęczeniu meczowym skuteczność Anke De Mondt, Justyny Żurowskiej czy Katarzyny Krężel będzie zdecydowanie słabsza. Ja sobie to założyłem przede meczem i chyba miałem rację.

Dużo rotował pan składem podczas meczu z „Białą Gwiazdą”, wpuszczając na boisko wszystkie zawodniczki i to jeszcze w pierwszej połowie. To też był jakiś pomysł na to spotkanie?

- Dokładnie takie było nasze założenie. Jeżeli zmiany nie przynosiły szkody, a wręcz poprawiały naszą grę, mogłem się tylko cieszyć. Najważniejsze, że wynik w momencie zmian diametralnie nie spadał. My nie jesteśmy zespołem, który potrafi grać jedną piątką przez całe zawody. Ja chcę grać szybko, dlatego dużo rotuje składem. Zwracam też dużą uwagę na obronę, bo zmiany często podyktowane są właśnie słabszym zaangażowanie którejś zawodniczki właśnie w tym elemencie. W starciu z Wisłą nie było takich przypadków. Zawodniczkom dawałem odpocząć głównie z powodu zmęczenia, aby utrzymać odpowiednie tempo gry i jeszcze bardziej męczyć drużynę rywala. Po przerwie staraliśmy się już kontrolować końcowy wynik i to się udało.

W zespole zawsze wiele zależy od postawy rozgrywających Sydney Colson, która znana jest z żywiołowej, czasem nieprzemyślanej gry w ataku, rozegrała chyba najlepszy mecz w sezonie. Zmieniająca ją Anna Pietrzak prezentuje zupełnie inny styl gry, ale również wypadła bardzo dobrze. Z tak różnorodną grą pana zespołu Wisła nie mogła sobie poradzić.

- To jest problem Wisły, nie nasz. Nasze rozgrywające miały łącznie 9 asyst, co jest bardzo dobrym wynikiem i z tego należy się cieszyć. Cieszę się z tej wygranej, ale nie patrzę na to, że akurat pokonaliśmy Wisłę. Najważniejsze jest to, ze mamy kolejne dwa punkty, szóste zwycięstwo. My te zwycięstwa bardzo pielęgnujemy, bo wiemy, jak budowaliśmy ten zespół i jakim dysponowaliśmy budżetem. Wiemy też, w jakim wieku są to zawodniczki, a co z tym związane trzeba mieć dużą cierpliwość i pozwolić im po prostu grać. Ten zespół za to zaufanie powinien kiedyś odpłacić i tak właśnie uczynił podczas meczu z Wisłą.

Teraz przed Matizolem Liderem mecz z Artego Bydgoszcz, czyli aktualnym liderem Ford Germaz Ekstraklasy. Bydgoszczanki chyba mocno podrażniły pana zespół wygrywając w pierwszej rundzie w Pruszkowie.

- To był nasz trzeci mecz w lidze na przestrzeni tygodnia. W dodatku podróżowaliśmy między Polkowicami, Pruszkowem i Krakowem, co na pewno nie sprzyjało spokojnym treningom. Wtedy byliśmy bardzo zmęczeni, co mam nadzieję, że się teraz nie powtórzy. Należy jednak pamiętać, że jedziemy na mecz do lidera i nie jesteśmy faworytem tej konfrontacji. Podobnie jak w starciu z Wisłą, my nic nie musimy, tylko możemy. Postaramy się jednak wypaść w Bydgoszczy jak najlepiej i tak jak w każdym meczu pokusić się o wygraną.