,

Lista aktualności

Dariusz Jaroń: Pogrzebu nie będzie

Zdawało się, że nie ma nic gorszego niż kibic-triumfator. Kibic-triumfator dokleja się do drużyny w momentach glorii i chwały i pryska jak bańka mydlana w chwilach słabości zespołu. Jeszcze gorsi są jednak wszystkowiedzący eksperci wypowiadający się w podobnym tonie w mediach.

,

Działanie kibica-triumfatora, a właściwie jego brak (na następnym meczu) odczują głównie bileterki. Natomiast działalność dramatyzujących ekspertów jest o tyle uciążliwa, że wpływa na opinie publiczną. Fakt, Lotos Gdynia wyleciał z Euroligi z hukiem, ale kilku kolegom po piórze proponuje relanium i chwilę namysłu zanim zasiądą w redakcjach przed swoimi monitorami. Zwycięstwo to narkotyk, nałóg sportu. Uzależnia wszystkich wokół; zawodników, kibiców, dziennikarzy. Dziewięć tytułów mistrzowskich od 1996 roku, wielkie sukcesy w Eurolidze. Każdy chciał więcej i więcej. Ale zapomniano o jednym; sukcesu w sporcie nie da się zaplanować, bo jest zbyt złożony i właśnie dlatego tak cenny. Nie ma sprawdzonej recepty na sukces. Pieniądze? Nie wystarczą; gdyby tak było w piłkarskiej Lidze Mistrzów nie miałaby sobie równych Chelsea Londyn. Kadra? Trener? Atmosfera?... Sukces jest trudną do uchwycenia wypadkową. Lotos wyleciał z Euroligi, ale na Eurolidze świat się nie kończy. Jest liga, w której gdynianki wcale nie stoją na straconej pozycji. Już przed rokiem to Wisła była faworytem do zdobycia tytułu, i mało kto przypuszczał, że Lotos będzie stawiał opór aż przez siedem spotkań. Tymczasem szyje, na których zawisły złote krążki poznaliśmy dopiero za sprawą rzutu za trzy punkty Mariny Kress w końcówce meczu numer siedem. Lennox, Kobryn, Riley i spółka gwarantują podobne emocje w tym sezonie. Dlatego zapowiadanie zmierzchu Lotosu, końca pewnej epoki, Armagedonu i apokalipsy gdyńskiej drużyny – ba! – pogrzebu Lotosu totalnie mija się z prawdą. Pewnie że w Gdyni mają swoje problemy, w każdym klubie je mają. Ale to nasze, histeryczne wręcz, narodowe popadanie od skrajności w skrajność wiele pożytku nie przynosi. -Wielu w nas nie wierzyło. Do nich adresuje te słowa: nigdy nie lekceważcie serca mistrza – powiedział po czwartym spotkaniu finału ligi NBA ’95 trener Houston Rockets Rudy Tomjanovich po tym jak "Rakiety" zdobyły mistrzostwo startując z odległej szóstej pozycji w Konferencji Zachodniej. Tak długo jak u gdynianek bije to serce, zapowiadanego pogrzebu nie będzie.