- Nie wiem, dlaczego przegraliśmy pięć kolejnych spotkań z Energą. Ten zespół był w naszym zasięgu, ale niestety nam nie wyszło - mówiła wyraźnie załamana po sobotnich ćwierćfinale Anna Pietrzak. Choć w pruszkowskim zespole nikt nie chciał przyznać tego wprost, Matizol Lider już po czterech pierwszych meczach mógł nabawić się kompleksu toruńskiej ekipy. Każde z tych spotkań było inne, ale każde kończyło się identycznym wynikiem, czyli zwycięstwem brązowych medalistek z poprzedniego sezonu.
Zwłaszcza w pierwszym starciu obu ekip niezwykle istotny był początek spotkania. Energa potrafiła wypracować wówczas dużą przewagę, którą mimo słabszej postawy po przerwie skutecznie obroniła. Podobnie było także i tym razem. Po wywalczeniu piłki na środku boiska na błyskawiczny, celny rzut z dystansu zdecydowała się Martyna Koc. Energa potrafiła utrzymać tę serię doprowadzając do wyniku 7:0, a później 13:3. Torunianki starały się grać bardzo szybko. Znów nie patrzyły na czas 24 sekund, decydując się na rzuty w pierwsze tempo, niezależnie od tego w jakiej odległości znajdowała się zawodniczka broniąca. Do tego koszykarki Matizolu Lidera mocno im w tym pomagały. Na osiem pierwszych akcji w ataku, pięć zakończyło się stratą, po której rywalki miały okazję wyprowadzić szybką kontrę.
Roszady w zespole oraz moment rozsądnej gry Sydney Colson (5 strat do przerwy) sprawiły, że od wyniku 6:15 większość punktów zdobyły miejscowe, wychodząc nawet na początku drugiej kwarty na prowadzenie. Gdy wydawało się, że Matizol Lider złapał właściwy rytm, faul w ataku na Nicole C Michael popełniła Colson. Amerykanka nie mogła się pogodzić z decyzją arbitra i mimo szybkiej reakcji koleżanek, które próbowały odciągnąć ją na drugą część boiska, otrzymała przewinienie techniczne. Dzięki temu Energa przetrwała najgorszy kryzys, wróciła na prowadzenie i już go nie oddała.
Od wyniku 24:24 na siedem minut przed zakończeniem drugiej kwarty Matizol Lider zdołał zdobyć łącznie osiem punktów, w tym czasie Energa podwoiła swój dorobek. Mogła nawet prowadzić wyżej, ale Paulina Misiek spudłowała rzut z dystansu z czystej pozycji. Po przerwie pruszkowianki znacznie lepiej prezentowały się w defensywie, zaś w ataku wykazały się większym opanowaniem. Na siłę punktów spod kosza przestały szukać Briana Gilbreath i Kali Bennett (1/11 z gry po dwóch kwartach). Pruszkowiankom udało się też ograniczyć łatwe straty.
Ten sposób gry przyniósł miejscowym efekty dopiero w czwartej kwarcie. Na nieco ponad siedem minut przed końcem Energa prowadziła 69:51, ale straciła rytm. Ciężar gry w ataku na moment wzięła na swoje barki Agnieszka Kaczmarczyk, po której siedmiu punktach z rzędu Matizol Lider zbliżył się do wyniku 63:71. Przewaga torunianek mogła być jeszcze mniejsza, ale dynamicznego wejścia pod kosz nie wykorzystała Pietrzak, a później rzutu z dystansu na punkty nie zamieniła wspomniana Kaczmarczyk. Serię błędów przyjezdnych przerwała Weronika Idczak, trafiając za dwa z półdystansu. Do końca regulaminowego czasy gry pozostało wówczas 110 sekund i było po meczu.
W tym sezonie nie rozgrywa się spotkań o miejsca 5 - 8, a o kolejności drużyn odpadających w ćwierćfinale decyduje runda zasadnicza. Pruszkowianki zakończyły ją na piątej pozycji i na takiej samej skończyły też ligę. Tym samym wyrównały swoje osiągnięcie sprzed ostatnich dwóch lat.
Energa o finał zagra ze zwycięzcą sezonu zasadniczego CCC Polkowice. Pierwsze dwa spotkania odbędą się 27 i 28 marca.
Matizol Lider Pruszków - Energa Toruń 68:79 (19:20, 13:28, 16:16, 20:15)
Lider: Kaczmarczyk 17, Gilbreath 14, Pietrzak 9, Rowadowska 8, Colson 7, Jujka 4, Bennett 4, Głocka 2, Buford 2, Grabowska 1, Antczak 0.
Energa: Idczak 16, Ross 14, Koc 14, Michael 10, Misiek 10, Krawiec 5, Tłumak 5, Spears 4, Ratajczak 1.