Pierwsze punkty po rzucie z półdystansu zdobyła koszykarka Basketu Anna Jakubiuk. Gospodynie szybko jednak odpowiedziały celnymi trafieniami i po 3 minutach gry tablica wskazywała wynik remisowy po 5. Obie ekipy nie imponowały skutecznością w ataku, ale to gdynianki wykorzystywały więcej swoich szans. Basket był dobrze dysponowany zza łuku, dzięki czemu utrzymywał się na prowadzeniu przez całą pierwszą kwartę. Lublinianki miały również problem z wejściami podkoszowymi rywalek. W końcówce tej partii lublinianki wyszły na prowadzenie 21:19. I taki byłby wynik po 10 minutach rywalizacji, gdyby nie rzut z połowy boiska Moniki Naczk w ostatnich sekundach kwarty. Dzięki temu Basket Gdynia wygrywał 22:21.
Kolejna odsłona byłą zdecydowanie bardziej zacięta. Oba zespoły walczyły o każdą piłkę. Problemem była jednak niska skuteczność w rzutach z gry. Lepiej w tym względzie spisywały się przyjezdne, które po 5 minutach gry prowadziły 27:23. „Pszczółki” szybko doprowadziły do wyrównania po 27. Proste straty w ataku nie pozwoliły im jednak na zbudowanie przewagi. Dla odmiany to gdynianki złapały wiatr w żagle grając efektywniej w ofensywie i twardo w obronie. Dowodem na to jest fakt, że w ostatnich minutach tej partii lublinianki punktowały tylko z linii rzutów wolnych. Basket nieznacznie powiększył prowadzenie z pierwszej części spotkania i wygrywał 38:34.
Trzecia kwarta to pokaz dobrej gry po stronie Basketu Gdynia. Przyjezdne zaliczyły serię 7:2 i po 3 minutach rywalizacji wygrywały już 45:36. Trener Krzysztof Szewczyk poprosił o przerwę na żądanie dla uspokojenia poczynań swoich podopiecznych. Skutecznymi akcjami szybko odpowiedziały Dara Taylor oraz Angel Robinson. Goście cały czas utrzymywali jednak niewielki prowadzenie. Po 6 minutach szkoleniowiec Basketu Vadim Czeczuro wziął „czas”, bo jego zespół stracił rytm gry i ich przewaga stopniała do 3 punktów – 48:45. Minutę później był remis po 50. Końcówka stała pod znakiem zażartej walki. Przed decydującą odsłoną tablica wskazywała po 52.
Pierwsze minuty ostatniej części tego pojedynku to popis strzelecki Olivii Tomiałowicz, która zdobyła kolejnych 5 punktów dla zespołu z Lublina. Gdynianki miały spore kłopoty z umieszczeniem piłki w obręczy, co skrzętnie wykorzystywały gospodynie. Po 5 minutach rywalizacji prowadziły 62:56. Przyjezdne marnowały okazję za okazją i nie mogły dogonić przeciwniczek. Goście zbierali dużo piłek w ataku wykorzystując słabą defensywę lublinianek. Ciągle jednak nie mogły przełamać się w ataku. Końcówka tradycyjnie już była nerwowa. Rywalki zniwelowały straty do 4 punktów, ale lublinianki zachowały wystarczająco dużo krwi, żeby wygrać to spotkanie 68:64. Liderką lubelskiego zespołu była Angel Robinson, która zgromadziła 16 punktów na swoim koncie.
„Pszczółki” będą miały zaledwie 3 dni na zregenerowanie się po starciu z gdyniankami. W sobotę wyjeżdżają do Łodzi na mecz z tamtejszym Widzewem. Za tydzień natomiast powracają do Lublina, by w hali MOSiR zagrać z Chematem Basket Konin.
Pomeczowa konferencja prasowa:
Vadim Czeczuro (trener Basketu Gdynia):
Gratuluję wygranego meczu. To był bardzo dobry mecz w wykonaniu obu drużyn, może nie aż tak przyjemny dla oka, bo wiadomo o co gramy – o utrzymanie w lidze. Fakt, że Pszczółka ma nieco lepszą pozycję, aczkolwiek jak można mówić o lepszej pozycji jak my jesteśmy w „strefie czerwonej latarni”, jak to się mówi. Wiadomo, każdy mecz dla Lublina i dla nas to jest mecz gardłowy. Dziewczyny z jednego i drugiego zespołu dały z siebie wszystko, walczyły do samego końca. Jeżeli chodzi stricte o grę, udawało nam się cały czas utrzymać tę przewagę nie patrząc na różne animozje na boisku. Trzymaliśmy tę przewagę, trzymaliśmy tę grę, troszeczkę sił było oddanych. W końcówce kilka niecelnych rzutów z czystych pozycji plus po dobrej obronie nie zdołaliśmy zbierać piłek. Te małe niuanse zadecydowały o wygranej. Też oczywiście zagrała bardzo dobrze rozgrywająca AZS-u. Ciężko było nam podwajać, bo wysokie zawodniczki miały już bardzo dużo przewinień i też zmęczone były. Ciężko było grać podwojenia, Angel Robinson nie zadrżała ręka. Trafiły ważne punkty i stojąc strefą dwie „trójki” trochę nas też, nie tyle że podłamały, które bodajże rzuciła Olivia Tomiałowicz, akurat stojąc przy mnie przy ławce. Aczkolwiek, było po prostu dobre dogranie i to zadecydowało. Próbowaliśmy dogonić, próbowaliśmy jeszcze odegrać się, wiadomo, że tutaj już nie ma czasu na odpuszczanie. Trzeba walczyć o każdą piłkę, nie udało się tym razem. Będziemy analizować, będziemy walczyć dalej, bowiadomo, każdy mecz to jest z nożem na gardle. To też idzie dziewczynom w ich bagaż. Niektóre dały radę zagrać, niektórzy dzisiaj słabiej było troszeczkę z psychiką. O to chodzi, mają się uczyć właśnie w stresowych sytuacjach, żeby dalej grać i się rozwijać.
Julia Adamowicz (Basket Gdynia):
Przede wszystkim chciałam pogratulować drużynie z Lublina za dobre spotkanie. Myślę, że mecz był wyrównany, zabrakło nam trochę szczęścia w końcówce. Parę błędów zadecydowało, że niestety wpuściłyśmy pod kosz praktycznie, zawodniczki na czystej pozycji były i trafiały. Niestety, nie udało się nam utrzymać przewagi, którą wypracowałyśmy sobie w trzeciej kwarcie, dziewięciopunktowej, no i nie udało się. Będziemy walczyć dalej, każdy mecz jest teraz ważny i mamy nadzieję, że powiedzie się nam w kolejnych spotkaniach.
Krzysztof Szewczyk (trener Pszczółka AZS UMCS):
Dziękuję za gratulację. Był to mecz dla koneserów, że tak powiem. Dużo dobrej defensywy z obu stron, dużo zmiennej defensywy. Dla kibiców myślę, że to też to był dobry mecz. Był emocjonujący. My praktycznie przez 30 minut przegrywaliśmy i dopiero na początku czwartej kwarty udało nam się jakby przełamać tę niemoc. Wiadomo, że w zespole panuje duży niedosyt, że nie awansowaliśmy do playoffów. Przegraliśmy trzy ostatnie mecze i to tak jakby wpływ na psychikę, ale dziewczyny bardzo dobrze się podniosły i to jest ważne. Ten mecz pokazał też jakim ważnym graczem dla nas jest Dara Taylor. Wróciła i dzisiaj bardzo nam pomogła i z tego się cieszymy.
Angel Robinson (Pszczółka AZS UMCS):
Wiedziałyśmy, że potrzebujemy tego zwycięstwa. Wyszłyśmy naprawdę ospałe. Musiałyśmy zagrać dobrze jeśli chciałyśmy myśleć o zwycięstwie i to zrobiłyśmy jako zespół. Musiałyśmy wrócić do tego, co zdaje egzamin w naszej drużynie, a to jest gra zespołowa. Prawie każda z nas punktowała i to jest właśnie to, co nasza drużyna potrafi. Dało nam to wygraną.
----
Pszczółka AZS UMCS – Basket Gdynia 68:64 (21:22, 13:16, 18:14, 16:12)
Pszczółka: Kotnis 2, Morawiec 13, Bussie 4, Robinson 16, Bejtić – Żandarska 9, Taylor 11, Tomiałowicz 13
Basket: Brown 13, Stankiewicz 7, Jakubiuk 7, Dorogobuzowa 12, Miłoszewska – Różyńska 2, Naczk 3, Adamowicz 10, Gala 10
----